środa, 10 lipca 2013

Rozdział 2

Rozdział 2





    Spacerujący ludzie omijali ją szerokim łukiem, przez wzgląd na groźnego psa. Starała się jednak nie zwracać na to uwagi. Nie śpieszyła się do domu, miało ją tam czekać spotkanie z przyjacielem jej mamy. Przyjacielem-ta, jasne. Matka dziewczyny potrafiła znaleźć miłość swojego życia, w sklepie, na spacerze, albo w poczekalni i nie potrzebowała do tego dużo czasu.  Trampki lekko zapadały się w grząski grunt, a dźwięk  który się przy tym uwalniał, budził mdłości.  Dziś świeciło słońce, a to zawsze podnosiło na duchu. Ciepłe promienie otulały twarz dziewczyny, zdawały się ją pieścić i pielęgnować. Przymknęła oczy i dała się prowadzić psu.  Słoneczne igiełki gładziły jej odsłonięte ramiona i rozgrzewały wewnętrznie.  Wszyscy kochają dnie takie jak ten.  Nawet w omijanej przez ludzi, uliczce prowadzącej w stronę jej domu, roiło się od rowerzystów i skąpo ubranych dziewczyn, marznących w delikatnym słońcu.  Pogoda przypominała wiosenny poranek, chłodna, ale słoneczna. Korze nie było zimno w bluzce na ramiączkach i dżinsowych spodniach, ale jej niemal nigdy nie bywało zimno. W grudniu wystarczył jej bezrękawnik i szalik, by czuć się komfortowo.  Przed domem stał obcy samochód. Czarny i zupełnie nie odbiegający od innych, nowy przyjaciel Ewy nie był nikim ekstrawaganckim. 
Dziewczyna weszła do domu odrobinę nie pewnie i odpięła smycz, wiążącą jej pupila. 
Pies zastrzygł uszami i obniżył łep, a z jego pysk wygrwał się niski warkot. 
- Spokój. Powiedziała cicho, ale stanowczo i weszła do salonu. 
Jej matka siedziała na kanapie, naprzeciw meżczyzny w średnim wielku. Miał włosy przypruszone siwizną i flanelową koszulę. 
- O to jest właśnie moja córcia. Powiedziała rozchichotana Ewa wstając. 
Meżczyzna również się podniósł, a jego ruchy zdawały się być niezręczne, zważywszy na to, że owa "córcia" wyglądała na prawię dorosłą. 
- Miło mi Cię poznać Pannico. Powiedział grubym głosem i podał jej rękę uśmiechając się. 
Persefona jęknęła w duchu i odwzajemniła gest. 
- Kora. Przedstawiła się i położyła dłoń na łbie zdenerwowanego psa. Nie lubił, gdy ktoś dotykał jego pani.  - Cerber. Uspokoiła go. 
- Śmierdziel na górę. Syknęła jej matka i wskazała psu drogę wyrzuconą w górę ręką.  Nie obeszło go to. 
- Muszę uspokoić psa. Skłamała dziewczyna gładko i wyminęła postawnego faceta kierując się w stronę schodów. 
Była miła, trochę  zaspana i na pewno nie zaangażowana w rozmowe, ale uprzejma. Cel został osiągnięty, co tu dużo gadać.  Jej pokój wydawał sie być taki pusty, nieurządzony, nie osobisty. Duże łóżko z badachimem, psie posłanie. Żeliwne biurko i pudła z książkami. 
Rzuciła się na łóżko i przykryła głowe poduszką. 
Prawda była taka, że rzygać jej się chciało na jego widok. Nie mogła znieść wymuszonej uprzejmości. Krzyknęła w poduszkę i wgryzła się w miękki materiał.  Coś było z nią nie tak, na tyle mocno, że sama to zauważała. Od wypadku nie była sobą, bardziej marudna, złośliwa.  Czuła się nie na swoim miejscu i nic nie mogło tego znieść. Cierpiała, choć nie znała przyczyny bólu, jakby jej droga już się skończyła, jakby nic jej tu nie trzymało. Poruszała się na kruchej materii, każde przeżycie miało dać jej choćby chwilę uczuć. Obojętność zżerała jej dzień, jej myśli plątały się lub płynęły w nieznanym kierunku. Tamtego dnia coś się zmieniło. Zamknęła oczy i znów tam była. Hałas pędzących w dole samochodów, krzyki bawiących się nastolatków. Smak wódki z colą na jej języku.  Śmiech i światła samochodowych reflektorów. Rdza z pręta mostów na jej palcach.  Ostre zimowe powietrze na jej skórze i radosne kolory w jej głowie. Mocne barwy, mocne dźwięki-życie. Wspinaczka po zimnych prętach, śmiech. Spierzchnięte usta i urwany krzyk.  Szum wody i jej oszałamiające zimno. Oślizgła, czarna pustka i zimne palce na jej ciele.  Zapętlające ją mroczne macki, dusząca ją zimna woda.  
Otworzyła oczy zaszklone od łez. Nic nie pozwoli jej zapomnieć, jak głupia i naiwna była, jak wiele przegrała. Żaden psycholog, żadne lekarstwa.  Nie była słaba, nie potrzebowała dobrych rad i pomocy. W jej żyłach płynął ogień, nie mleko.  Śmieszne próby pomocy psychologów kończyły się źle, pametała je dokładnie. 
- Czy czujesz się samotnie? Ciepły głos i profesjonalny uśmiech, na twarzy ubranej w sukienkę kobiety. Wydawała się poukładana, ale kto tam ich wie. 
- Tutaj z panią w pokoju? Raczej nie. Sztuczny uśmiech i spojrzenie mówiące za wiele. 
- A w domu, gdy jesteś sama? Nie poddawała się, była młoda, niedługo po studiach. 
- Ma pani problem z tym tematem? 
Kobieta poprawiła się na krześle. 
- Jesteśmy tu by rozmawiać o tobie. 
- Wydaję sie Pani być zagubioną osobą, czy nie powinna Pani skupić sie na własnych problemach? Przemądrzały wyraz twarzy i skupione spojrzenie. 
- Ja nie mam problemów dziecko. Zdawała się rozbić podirytowana. 
- Powinna Pani to przyznać, przyznanie się do problemu to pierwszy krok na drodze do pokonania go. 
- Możemy porozmawiać o twoich problemach? Zapytała znów biorąc się w garść. 
Głęboki wdech Persefony. 
- Czasem czuję się jakbym wciąż tonęła, jakby nigdy mnie nie uratowano.  Wiem, że to nie prawda ale, coś mówi mi, że to jeszcze nie koniec. Powiedziała cicho patrząc w zielone oczy młodej lekarki. 
- Coś mówi Ci, że to jeszcze nie koniec, możesz to rozwinąć? Zapytała łapiąc kontakt wzrokowy. 
- Sny w których widzę te twarze, one zdają sie mówić. To brzmi niewyraźnie, jakby byli nie z tego świata. Odpwiedziała przybliżając się. 
Na twarzy kobiety wykwitły rumieńce z ciekawości i podekscytowania. 
- Czy one każą Ci coś robić? 
Dziewczyna przełknęła ślinę i wzięła głęboki wdech. 
- Czasem każą mi robić sobie jaja z naiwnych ludzi. Powiedziała tym samym cichym i tajemniczym głosem. 
Kobieta wrócił do pionu a na jej rysy wykręciła wściekłość. 
- Wróć tu jutro Koro, kiedy zaczniesz sie zachowywać poważnie. Jej głos brzmiał tłumioną furią. 

Wróciła do rzeczywistości starając sie chociaz przez chwilę być tu i teraz. Znów żyć teraźniejszością i odrzucić przeszłość. Pytania psychologów mogą być nużące: 

- Tęsknisz za ojcem? 
- Boisz się ciemności?
- Jak to jest być tobą?
Nie wytrzymała do kończa żadnej z trzech sesji i żadnego z trzech specjalistów. 
Przeżyła coś strasznego. Przeżyła coś, co powinno ją zabić i nie mogła z tym żyć. 
Podniosła sie i usiadła na łóżku by coś przeczytać, ukryć sie za kartkami pełnymi liter. 
"...Królestwo cieniów to nieobeszła równina, chłodna i martwa, po której szamocą się ostre wiatry, pędzące tam i sam mdłe dusze. Chodzą po niej umarli, a każdy z nich ma wyznaczone sobie miejsce. Osobno skarżą się duszyczki niemowląt, osobno błądzą nieszczęśliwi, którzy padli ofiarą niesprawiedliwych sądów. .." 
Zapadła sie w legandach, odpłynęła. 
Tego wieczora, pogoda była bardziej spokojna, bardziej letnia. Persefona siedziała w oknie, szukając śladu niezwykłego mężczyzny, ale nie pojawił się. Zaczynała podejrzewać, że tylko go wymyśliła. 
Obudziła się w nocy, całkiem rozbudzona. Czuła zimno, chodź po przebudzeniu odkryła otwarte okno, temperatura zdawała się być normalna. Wolnym korkiem podeszła do okna, na ramie spostrzegła dziwne czarne i mokre ślady. Zapaliła światło i ostrożnie dotknęła ramy okiennej. Sadza, dziwny brud był sadzą, a ona nie przypominała sobie, by okno było brudne przedtem. Wzięła głęboki wdech, chcąc wierzyć, że to tylko dziwny sen.  Zamknęła okno i usiadła na łóżku, ale była zbyt zdenerwowana by zasnąć. Przeklęła w myślach fakt, że popołudniu, niepostrzeżenie włożyła do torebki mamy buteleczkę Relzielu. Czuła się wtedy dobrze, jakby wyrównała rachunki, oddała co powinna oddać, ale teraz okazało się to kłopotliwe  Znalazła przewieszoną przez oparcie krzesła bluzę i zapięła ja na sobie. Starając się nie robić hałasu ruszyła korytarzem w stronę sypialni jej matki. Drzwi skrzypnęły lekko, gdy je otwierała, więc zastygła. Matka przewróciła się na drugi bok i wymamrotała coś niewyraźnie. Dziewczyna przełknęła ślinę i ruszyła po omacku do znajdującej na naprzeciw łóżka komody. 
Wzięła głęboki wdech rozpinając suwak torby. Na wierzchu znajdowało się to czego szukała, buteleczka z zieloną nalepką.  Relziel Max. 
- Co ty robisz?! Zapytała jej mama siadajac na łóżku. 
DZiewczyna schowała lek w rękawie bluzy i odwróciła sie do matki. 
- Szukałam czegoś na ból głowy, nie mogę spać. Powiedziała szybko, próbując zamaskować nerwy. 
Ewa potargała włosy i spojrzała na córkę mrużąc zaspane oczy. 
- Chcesz żebym zrobiła Ci herbatkę? Zapytała modląc sie żeby córka odmówiła, była bardzo senna. 
Dziewczyna odetchnęła z ulgą i pokręciła głową. - Spij już mamo.
Wyszła z pokoju i oparła sie o drzwi. Było blisko.



PS:
Madzia,Wiki, Oliwia itp. Zajrzyjcie na Ele- Rin

1 komentarz: