wtorek, 24 września 2013

WAŻNE

POSTANOWIŁAM ZGRUPOWAĆ WSZYSTKIE MOJE OPOWIADANIA, W TYM MÓJ HADES. NASTĘPNY ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ TAM. PRZEPRASZAM ZA UTRUDNIENIA I GORĄCO ZAPRASZAM NA DALSZĄ CZĘŚĆ.
LINK DO BLOGA: BETONOWE-LASY

niedziela, 22 września 2013

Rozdział 7 cz.2

Rozdział 7 cz.2 


       Było ciemno i cicho, tak cicho, że słyszała własny oddech i samochody przejeżdżające kilka ulic dalej.
Szła teraz wolniej, mocniej stawiając kroki. Wiedziała, czuła, że ją obserwują, nie pozwoliła sobie na rozejrzenie się, ale między uliczkami przemykały blade cienie. Deja Vu? Adrenalina napędzała jej każdy ruch, nie zamierzała uciekać, ucieczka nic by nie dała. Nie chciała też okazać strachu, dlatego zwinęła dłonie w pięści i zacisnęła zęby, wchodząc w ciemną i prawdopodobnie ślepą uliczkę czuła, prócz strachu, tylko duszącą determinację, nie miała przy sobie psa, a nawet telefonu, zostały jej tylko gołe dłonie. Jej drobne i nieprzyzwyczajone do walki palce, na przeciw bandzie nieumarłych, wampirów, kainitów- zwij ich jak chcesz. Mimo strachu i zimnego potu spływającego po plecach nie pozwoliła sobie na panikę, postanowiła nie oddać tanio skóry.  Nie chodziło o waleczność, ona zamierzała pomyśleć, wykorzystać swoją jedyną broń, umysł. Rozglądała się lekko, ale nic nie wydawało jej się przydatne. Stary i nieczynny kiosk, sklep spożywczy z nowiusieńkim bilbordem, nie duże drzewo i fragment trawnika, przez myśl przeszła jej wspinaczka na drzewo.
- Nie wzięłaś ze sobą kundla? Zabrzmiał ohydny głos, ludzki nie pasujący do potwora.
Odwróciła się powoli, chcąc mieć wroga przed sobą. - Zauważyłam, że go nie lubicie. Powiedziała słabym głosem.
Kilka postaci, wynurzających się z cienia, zaśmiało się gardłowo. - Nie powinnaś z nami zadzierać dziewczyno, nie powinnaś.
Przełknęła ślinę miała wrażenie, że mózg jej paruję. - Ostatnim razem ataki na mnie nie poszły wam na dobre.
Lider grupy zbliżył, zrobił tylko kilka kroków, ale dziewczyna miała wrażenie, że czuje jego oddech na twarzy.
- Nie wiem jakim cudem zabiłaś jednego z braci, ale spójrz teraz jest nas więcej.
Dziewczyna nie dała mu satysfakcji i nie spuściła go z oczu, jej myśli gnały rozgorączkowane, nikogo nie zabiła, poprzedni napastnik zniknął, nie miała z tym nic wspólnego. Nie wiedziała jak długo zdoła kłamać, jak długo zdoła walczyć.
- Naprawdę myślisz, że ja przyszłam tu sama?  Miała nadzieję, że jej głos brzmi pewnie i zadziornie, dla lepszego efektu prychnęła pogardliwie.
Mimo wszystko kainici zaczynali nerwowo się kręcić. Jakby zauważając mrok oblepiający lekko dziewczynę, taki mrok bardzo nieprzyjemnie im się kojarzył. Tylko z jedną osobą.
- Kpisz ze mnie dziewczyno?! Lider nieumarłych wybuchnął gniewem robiąc krok w jej stronę, oprócz strachu poczuła też gniew, zamierzała zdać ten egzamin.
- Jak śmiesz na mnie krzyczeć?! Wydarła się najgłośniej jak potrafiła i zrobiła krok do przodu, po cichu licząc na mieszkańców miasta, którzy zaalarmowani krzykiem, mogliby wezwać policję.
- Nie usłyszą Cię naiwna dziecino, już wiem do czego zmierzasz, ale jesteśmy tu sami. Poddaj się, a zabiję Cię bezboleśnie to będzie nawet przyjemne. Odezwał się na powrót spokojnym głosem przywódca bandy krwiopijców, a Persefonie żołądek podszedł do gardła.
Wampir zbliżył się do niej, niemal zmysłowo układając blade wargi, z błyszczącymi nieludzkimi oczami w tej chwili wiedział już, że wygrał. Niczego, w tym momencie, nie pragnął bardziej jak skosztowania żył Kory, skupił się na tym pragnieniu tak bardzo, że niemal czuł w ustach słodki smak jej krwi.
- Nie zbliżaj się. Ostrzegła go, ale oboje doskonale wiedzieli, że to pusta przestroga.
Impuls przeszedł przez umysł dziewczyny, jak ostatni błysk nadziei, schyliła się i sięgnęła po pustą butelkę po piwie, leżącą na chodniku, zamachnęła się i skierowała ją prosto w wystawę osiedlowego warzywniaka.  Szkło pękło spadając na plecy dwóch stojących opodal kainitów, a syrena alarmu ogłuszyła na moment samą Persefonę.
Wściekłość zamajaczyła w oczach wampira, gdy gniewnie zbliżał się do dziewczyny, cofnęła się, ale było już za późno, blada i żylasta ręka wystrzeliła w górę i zatrzymała na gardle Kory. Stwór bez problemu uniósł ją nad chodnik, a jej nogi w trampkach poruszyły się w powietrzu. Dziewczyna złapała się białej jak papier dłoni czując jak traci oddech i być może życie.
- Teraz będę musiał stąd uciekać, ale ty i tak zginiesz. Wysyczał kainita zakleszczając palce z większą siłą na szyi ledwo dychającej Persefony. Oczami mokrymi od łez zobaczyła pojawiającą się za plecami nieumarłego postać, gniew wykrzywiał jego rysy. Włosy miał zmierzwione, może przez wiatr, który wiał teraz bez odpoczynku, na głowie po raz pierwszy, odkąd zobaczyła go pośród burzy, na ulicy przed domem, nie miał kaptura. Pełne usta były czerwone i wściekłe a duże oczy wpatrzone z nienawiścią w jej prześladowcę. Wampir dostrzegł zachowanie Kory i obejrzał się klnąc wściekle pod nosem, na widok mężczyzny natychmiast puścił Korę, która upadła boleśnie na zimny beton.
- Ja.. ja.. Wyjąkał potwór nim, mroczny chłopak machnął ręką, a ziemia pod jego stopami zniknęła, zastąpiona nieodgadnioną pustką.
- Skazuję Cię na Tartar.
- Panie.. Wyjęczał jeszcze kainita, nim na życzenie nowo przybyłego spadł w otchłań pełną mroku i nieodgadnionych dźwięków.
Syrena alarmu wciąż wyła czyniąc te wydarzenia bardziej nierealnymi dla z trudem łapiącej oddech, Kory.
Mężczyzna podszedł do niej z taką samą ponurą wściekłością i objął jej trzęsące się ciało, po czym ruszył powoli w stronę uliczki.  

wtorek, 17 września 2013

Rozdział 7

Rozdział 7 cz.1


Dziewczyna miała otwarte oczy, ale jej spojrzenie było puste, bez blasku życia między źrenicami. Poruszała się jak we śnie, miała lekko rozchylone wargi. Jej dłonie przez chwilę muskały pościel, następnie skierowała się w stronę okna. Otworzyła je podpierając się o drewnianą ramę. Owczarek niemiecki, lekko podgryzał jeansy na jej łydkach i warczał niespokojnie, ale zdawała się tego nie zauważać. Postawiła nogę na krześle i wspięła się na okno.
- Persefono. Ostry jak sztylet szept, przeciął powietrze.
***
Otworzyła oczy i przejechała po nich dłońmi, rozmazując tusz do rzęs na policzkach. Głowa pulsowała jej bólem. Wokół śmierdziało spalenizną i dymem co tylko pogarszało jej migrenę. Chciała się podnieść, ale była zaplątana w firanki. Niezdarnie  wyplątała się z tkaniny i chwiejnie wstała, wciąż była ubrana w ciuchy z wczoraj, a na jej nogach były buty. Miarowe i nieustanne popiskiwanie Cerbera, wbijało jej się w czaszkę jak tysiące igieł.
- Stul pysk. Warknęła do swojego wiernego towarzysza i podparła się dłonią o komodę, aby nie upaść. Czuła się fatalnie i nie potrafiła wyjaśnić skąd w jej pokoju osmalonej firanki i dlaczego okno jest otwarte, czemu czuć zapach dymu i spalenizny, a jej głowa wydaje się eksplodować. Wyszła z pokoju krzywiąc się groteskowo  i wpadła do łazienki, gdzie powoli, starając się nie ruszać głową, rozebrała się i wzięła prysznic. Ból powoli słabł, ale nadal czuła, że potrzebuję silnej tabletki by jakoś przetrwać. Owinęła ciało ręcznikiem i powlokła do kuchni, w której wybebeszyła wszystkie szuflady nim znalazła proszek przeciwbólowy, popiła go mlekiem prosto z kartonu i dopiero ruszyła na górę,w połowie schodów usłyszała krzyk.
- Persefono! Wydarła się Ewa na widok pokoju córki.
Pięści Kory zacisnęły się a nos zmarszczył na przenikliwy dźwięk swojego znienawidzonego imienia.
Weszła do pokoju i znalazła tam rozhisteryzowaną matkę. Ewa była roztrzepana i zaczerwieniona na twarzy.
- Paliłaś papierowy Persefono. Tyle razy Cię prosiłam, na tak wiele Ci pozwalam, ale nie będzie papierosów w tym domu. Krzyczała podwyższając poziom gniewu własnej córki do groźnego poziomu. - To grozi pożarem! W dodatku popaliłaś firanki, czy wiesz jak ciężko znaleźć firanki do tak niestandardowych okien?
- Dobra! Wyjdź. Warknęła w końcu dziewczyna jeszcze mocniej zaciskając, zwinięte w pięści palce.
- Jak ty się do mnie odzywasz, trochę szacunku, Persefono nie podoba mi się twój ton.
- Nie nazywam się Persefona! Huknęła dziewczyna na całe gardło,  a Ewa cofnęła się instynktownie, zauważając ciemność, która wisiała w powietrzu i zdawała się wydymać i rozciągać pod wpływem głosu dziewczyny.
- To nie jest skończona rozmowa. Wyszeptała jeszcze nim zniknęła za drzwiami, musiała porozmawiać z Erykiem, on ją zrozumie, sam ma nastolatka w domu. Powtarzała w myślach, starając się zagłuszyć głos w głowie, mówiący jej, że nie wszystko w Korze, da się wyjaśnić hormonami.
Tymczasem Kora upadła opierając się o drzwi, brała głębokie oddechy, próbując się uspokoić i zrelaksować, choć odrobinę. Nakrzyczała na mamę i pozbyła się jej, choć w głębi ducha pragnęła tylko utonąć w ramionach matki. Robiła to już od jakiegoś czasu, odrzucała wszystko co było jej drogie i czego potrzebowała, w głębi ducha bała się polegać na kimś i darzyć go zaufaniem, to sięgała daleko, nie zawierzała już własnej mamie. Siedziała tak długo, dzielnie powstrzymując łzy i czekając na odejście bólu, gdy w końcu minął zabrała się za sprzątanie. Nie sposób było ogarnąć umysłem rozmiaru zniszczeń, to ja powstały to już zupełnie inna bajka.
Umalowała się i złapała psią smycz, żeby odbyć rutynowy spacer z psem, nigdy nie zaniedbywała spacerów, Cerber był dla niej wszystkim, konkurować z nim mogły chyba tylko gazowane napoje w puszkach.  Za dnia czuła się bezpieczna, w dodatku dziś było upalnie i jasno, trudno wyobrazić sobie kainitę w dzień taki jak ten. Potwornie bladą skórę i jasne niemal białe oczy z domieszką błękitu, usta nie wyróżniające się kolorem na tle twarzy, wszystko nieludzkie i budzące odrazę, ciężko sobie wyobrazić to monstrum w wakacyjnym słońcu.  Spacerowała tak, nie zmierzając w stronę lasku, do którego szła zawsze, tym razem wybrała park wydawał jej się taki normalny i bezpieczny, bo Persefona się bała, bała się stawiając każdy krok.
Wkrótce zostawiła za sobą kamienny chodnik wijący się poród placów zabaw i ozdobnych krzewów. Przestała słyszeć śmiech nastolatków i krzyki dzieci, straciła z oczu pilnujące je babcie w pastelowych spodniach. Drzewa ścieliły się teraz gęściej, a kamienne płyty zastąpiła wydeptana ścieżka, wszystko wydawało się spokojne i niewinne. W oddali ujrzała żelazny, trochę rdzewiejący most, z drewnianą podstawa, wydawał się taki mocny i pewny, a jednocześnie kruchy i zniszczony, zbyt długo wystawiony na działanie wiatru i deszczu, do dziewczyny wróciły wspomnienia. Ciemna i głośna noc, alkohol w ustach i śmiech, wiejący mocno, zimny wiatr i zapach spalin samochodowych i dymu papierosowego.  Zabawa i zatarcie granic, śmiech do łez i głośne krzyki. Potem ciemność i zimno, przeraźliwe i mokre, obślizgłe palce zapętlające się na jej kostkach.
Minęła most odganiając od siebie złe wspomnienia, nic jej nie da rozpamiętywanie własnej głupoty. Szła dalej a pies wesoło merdał ogonem, kiedy przechodziła niedaleko rozwidlenia dróg, usłyszała krzyki i gwizdy, które postanowiła zignorować, do póki nie usłyszała swojego imienia.
- Kora! Krzyknął ktoś ponownie, odwróciła się, w jej stronę zmierzał uśmiechnięty blondyn.
- Co jest siostra? Zapytał jakby nigdy nic i zaciągnął się dymem papierosowym.
Persefona potrząsnęła głową sprawiając, że długie włosy opadły kaskadani na smukłe plecy, była wysoka, ale chłopak równał się z nią wzrostem, mimowolnie pomyślała o mrocznym nieznajomym, tamten był od niej wiele wyższy, przy jej metrze siedemdziesiąt musiał mierzyć przynajmniej trzynaście centymetrów więcej.
- Nie jesteśmy rodzeństwem Nataniel. Odmruknęła krzywiąc się lekko, gdyż przyglądała się znajomym chłopca. Ubrani w za duże ciuchy z ziołem i papierosami w dłoni, sprawiali wrażenie niegrzecznych.
- No wiesz, jak mój tata z twoją mamą, ten teges, to będziemy nie? Wyszczerzył się w swoim aroganckim uśmiechu, sprawiając, że chcąc czy nie chcąc odesłała uśmiech.
- Nawet wtedy. W mojej rodzinie nigdy nie było takich rozczochrańców. Wzruszyła ramionami i potargała jeszcze bardziej włosy Natana.
Chłopak pacnął ją w dłoń.- To była stylizowana fryzura ignorantko. Odburknął tylko udając obrażonego.- Chcesz uściąść z nami? Zapytał po chwili wskazując drewnianą ławkę pełną nastolatków.
Persefona pokręciła głową zdegustowana.- Raczej nie. Na razie Młody. Rzuciła jeszcze i wznowiła przerwany marsz.
- Cześć Siora.
Szła dalej chcąc aby pies się wybiegał, bo nie zamierzała wychodzić wieczorem. Do domu wróciła akurat porą obiadową, więc zjadała, przygotowany wcześniej przez Ewę, posiłek i zatonęła w Mitologi Greckiej.
Obudził ją dźwięk telefonu, nawet nie wiedziała, że usnęła. Sprawdziła godzinę, nim odebrała połączenie, dochodziła jedenasta w nocy.
- Halo? Odezwała się nieco zaspanym głosem.
- Cześć Kochanie, padł mi samochód, przyjdziesz po mnie z psem? Zapytała jak zwykle wesołym głosem, matka dziewczyny.
Lód wystrzelił w żyłach dziewczyny natychmiast jakby ktoś wstrzyknął jej płynny lód pod skórę.
- Gdzie jesteś? Zapytała szybko, na wstrzymanym oddechu.
Jej bezbronna i naiwna matka, sama, nocą w mieście pełnym kainitów, nawet nie mając pojęcia o grożącym jej niebezpieczeństwie.
- Gdzie jesteś?
- Zatrzymałam się na rogu koło tej starej fabryki, i przystanku. No wiesz Persuniu, niedaleko jest ten mechanik do, którego jeździłyśmy już razem. Poczekaj poszukam nazwy ulicy. Paplała niewinnie Ewa, a jej głos był odpowiednio zniekształcony przez telefon.
- Nie! Krzyknęła przerażona dziewczyna.- Zostań w samochodzie i zablokuj drzwi.
W słuchawce rozległ się nerwowy śmiech Ewy. - Persuniu, dziecko co Cię znowu ugryzło?
- Mamo proszę posłuchaj mnie, będę spokojniejsza. Wejdź do samochodu i zablokuj drzwi.
Wyłączyła się i rzuciła telefon na łóżko. W biegu ubrała trampki, nawet nie trudziła się przypinaniem psa.
Wybiegła z domu walcząc z duszącym strachem chwytającym ją za gardło. Nieliczni przechodnie schodzili jej z drogi, a nawet piszczeli na widok biegnącego obok niej psa, jednak nie zwracała na nich uwagi. Już po kilkuset metrach oddech drażnił jej gardło, a twarz była gorąca i czerwona od wysiłku, nie da rady tak biec, nie ma szans.
Zwolniła do szybkiego marszu, bo mięśnie zdawały się eksplodować z bólu, miała świadomość tego, że jej tempo jest zbyt wolne, dlatego zatrzymała się. Złapała za sierść na karku i szyi Cerbera i zwróciła jego pysk w swoją stronę. To co zamierzała zrobić wydawało jej się niemożliwe, ale musiała spróbować. Uczyła psa wielu komend i był on pojętnym uczniem, miała nadzieję, że tym razem jej nie zawiedzie.
- Szukaj Pani Cerber, szukaj. Powiedziała stanowczo do psa i popchnęła go w stronę mechanika, u którego była z matką.
- Szukaj Cerber. Krzyknęła za psem i wznowiła marsz. 

poniedziałek, 16 września 2013

Zapowiedź rozdziału 7

Zapowiedź rozdziału 7



Obudził ją dźwięk telefonu, nawet nie wiedziała, że usnęła. Sprawdziła godzinę, nim odebrała połączenie, dochodziła jedenasta w nocy. 
- Halo? Odezwała się nieco zaspanym głosem. 
- Cześć Kochanie, padł mi samochód, przyjdziesz po mnie z psem? Zapytała jak zwykle wesołym głosem, matka dziewczyny. 
Lód wystrzelił w żyłach dziewczyny natychmiast jakby ktoś wstrzyknął jej płynny lód pod skórę. 
- Gdzie jesteś? Zapytała szybko, na wstrzymanym oddechu. 
Jej bezbronna i naiwna matka, sama, nocą w mieście pełnym kainitów, nawet nie mając pojęcia o grożącym jej niebezpieczeństwie. 
- Gdzie jesteś? 

czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział 6

Rozdział 6

-To się kurwa nie dzieję. Pisnęła Persefona odsuwając się od okna. - To niemożliwe, takie rzeczy, po prostu się nie dzieją.
Usiadła na łóżku, nie odrywając spojrzenia od okna, jeśli ten stwór wróci musi to zauważyć. Mocniej ścisnęła cielsko psa. Cerber mnie obroni, musi- pomyślała przełykając panikę. Gdyby nie to, że bała się poruszyć, już dawno pobiegłaby po Relziel Max do pokoju matki. Mijały minuty, a w końcu godziny, ale upadły anioł nie wracał i dziewczyna zaczynała się rozluźniać, jej ostatnią myślą, przed snem było "przeprowadziłyśmy się do miasta świrów." Obudziła się niewyspana i przestraszona. Na miękkich nogach podeszła do okna, na ramie, prócz sadzy zauważyła ślady butów. Miała dowód, że całe zdarzenie z poprzedniej nocy, jest realne, nie zmyśliła go, to nie był sen. Złapała za telefon i sprawdziła godzinę, dochodziło południe. Wzięła szybki prysznic i doprowadziła się do porządku mimo, że panicznie bała się wychodzić z domu, musiała wyprowadzić psa. W sklepie po drodze kupiła dwie puszki coli i udała się na swoje miejsce. Chciała spokojnie pomyśleć, z dala od innych ludzi. Podejrzliwie patrzyła na każdego mijanego przechodnia, jeśli w mieście są wampiry i upadłe anioły nie może nikomu ufać, a co jeśli mają jeszcze wilkołaki? Puściła psa wolno zatapiając się myślach. Wkrótce znalazła swój ulubiony kamienny blok i od razu na nim usiadła. Gdy wychodziła z domu było gorąco, ale teraz wiał przenikliwy wiatr. Im dalej szła w las, nim znalazła się na kamieniu, tym bardziej żałowała, że założyła szorty i bluzeczkę. Spojrzała na niebo, prześwitujące przez korony drzew, było zachmurzone. Ciemne chmury szybko zasnuwały, każdy fragment czystego błękitu, jakby znów miało padać. Pogoda tego lata wariowała. Wkrótce jej skórę pokryła gęsia skórka. Podciągnęła nogi pod brodę i otworzyła puszkę coli, smakowała jak zwykle wybornie. W lasku zrobiło się ciemno, ale Kora się nie bała, to było jej miejsce.
- Wiesz, że siedzisz na nagrobku? Zapytał głęboki i czysty głos.
Dziewczyna wzdrygnęła się i poprawiła na kamiennej płycie.
- Zmarłym to chyba nie przeszkadza. Mruknęła do kucającego przed jej psem chłopaka.
Pojawił się znikąd, rozpoznała go. Ubrany w mrok przyjaciel zwierząt. Cerber merdał ogonem i lizał dłoń chłopaka, Kora postanowiła zaufać zmysłom zwierzęcia. Nie mogła oderwać od niego wzroku, alby jego aura ja hipnotyzowała, jakby ją przyciągał. Ciemne włosy i oczy, smagana wiatrem cera, był piękny, ale coś burzyło jego wygląd, może ta ciemność, sprawiała, że jego uroda była niestandardowa i słabo przyswajalna.
- Zapytam ich. Odpowiedział podnosząc na nią wzrok.
Jego zęby błysnęły w uśmiechu, więc uznała to za dziwny żart.
- Co tu robisz? Odważyła się zapytać i pociągnęła łyk coli.
Nieznajomy przeciągnął dłonią po futrze Cerbera, obserwowała ten ruch, miał długie rękawy, ale jej zdawało się, że jakiś czarny ślad znaczy jego nadgarstek. Wzdrygnęła się lekko.
- Wiedziałem, że Cię tu znajdę. Odezwał się i znów posłał jej pół-uśmiech, bardziej przypominający szczerzenie kłów.
Dziewczyna przełknęła ślinę i sięgnęła do torby wyjmując napój.
- Łap! Zawołała i rzuciła w nieznajomego pepsi.
Złapał ją w locie i kiwnął głową na znak podziękowania. Otworzył puszkę, która syknęła cicho i pociągnął łyk, robiąc przy tym dziwną minę.
- Dużo strasznych rzeczy Cię ostatnio spotyka, hmm? Zapytał wciąż komicznie przekrzywiać głowę.
Twarz Persefony wyrażała zdziwienie i dezorientację, dlatego ubrany na czarno chłopak wybuchnął śmiechem.
- Skąd o tym wiesz? Wyjąkała słabo, ale zaraz wzięła się w garść.- Cerber. Zwołała nieznoszącym sprzeciwu głosem. Pies odczekał kilka sekund, jakby marudząc, ale ostatecznie wrócił do pani. Jak zwykle poczuła się bezpieczniej czując pod palcami jego miękkie futro, z roztargnieniem wyjęła kilka listków, które zaplątały się w częstą sierść.
- Twój pies mnie lubi. Zauważył chłopak i spojrzał w niebo, jakby pod jego wzrokiem niebo przecięły, jasne błyskawice.

- Na mnie już pora. Zaczął wciąż nie odrywając wzroku od nieboskłonu.
- Nawet nie wiem, dlaczego mnie szukałeś.
Zwrócił się do niej, przenosząc na nią wzrok.- Jeśli jeszcze raz zaatakują Cię kainici, nie zastanawiaj się, tylko mnie zawołaj. Jego głos nie brzmiał już lekko i zabawnie, a raczej surowo.
Podniósł się z ziemi i jeszcze raz rzucił na nią okiem nim ruszył powoli w stronę ścieżki.
Patrzyła na niego zszokowana.- Ale ja nie znam twojego imienia. Zawołała za nim, jednak już go nie było. Wychyliła się, aby spojrzeć na ścieżkę, była pusta, ale wciąż rozmywał się na niej, ten dziwny mrok, jak poświata.
- Kim jesteś i kim są kainici? Zapytała w przestrzeń, nawet nie oczekując odpowiedzi. Jeśli blade stwory to wampiry, a skrzydlata bestia z okna to upadły anioł, to kim jest ten mroczny-chłopiec?
Podniosła się z nagrobka i powoli ruszyła w stronę domu, robiła się głodna. W domu czekało ją zaskoczenie, nie była sama.
Ewa krzątała się po domu umalowana i podśpiewywało sobie, radośnie.
- Co robisz w domu, mamo? Spytała dziewczyna zdezorientowana.
- Puścili mnie wcześniej, idę na kolację z Erykiem. Zawołała i chwyciła ręce córki próbując zakręcić ją w tańcu. Kora wyrwała się z uścisku po chwili, z pobłażliwym uśmiechem. - Baw się dobrze. Mruknęła i powlokła się po schodach.
W pokoju, sprawdziła okno i usiadła przed biurkiem, odpalając nowiusieńkiego laptopa i podłączając go do sieci. Przeglądarka powitała ją znajomymi barwami. Pociągnęła łyk wody ze szklanki stojącej na blacie i wpisała pojedyncze hasło- "kainici". Kora ominęła linki z Wiki i WIEM, szukając czegoś bardziej niestandardowego. Wczytała jedną ze stron i wstrzymała oddech. Tło było czarne, a czerwoną, pogrubioną czcionką było napisane "wampiry historia kainitów". Nigdy przedtem nie słyszała tego określenia, zaczytała się w biblijnych tekstach i całkiem niedorzecznych przypuszczeniach internautów. Teraz wszystko było już jasne, tajemniczy chłopak ostrzegł ją przed wampirami, wiedział o nich. A co najważniejsze nie bał się nich.
- Wychodzę! Krzyknęła matka dziewczyny z parteru.
Kora nieprzytomnym wzrokiem spojrzała na zegar w komputerze, dochodziła dwudziesta, nie miała czasu.
Wyprowadziła Cerbera na szybki spacer i pełna determinacji weszła do piwnicy. Mieszkały w tym domu od niedawna i rzeczy, które nie miały jeszcze swojego miejsca, gniły w piwnicy.  Szukała skrzynki z narzędziami i jakiegoś drewienka. Zielona skrzynka z czerwonymi rogami leżała na starej szafie i sięgnięcie po nią graniczyło z cudem. Musiała stanąć na chybotliwym krześle i wyciągnąć się jak struna. Lekko zahaczyła palcami o skrzynkę i przesunęła ją z trudem samymi palcami, było już blisko, ale nie przewidziała ciężaru przedmiotu, skutkiem czego spadła na podłogę usianą gratami razem ze skrzynką. Szczęśliwie nie zrobiła sobie większej krzywdy. Miała zdarte dłonie i kolana, jeszcze po starciu z wampirem, kainitą, a do tego doszło stłuczenie ramienia. Pech zdawał się jej nie opuszczać. Podniosła się rozcierając ramię i rozglądając się w słabym świetle. Nie znalazła żadnej deseczki, więc wykorzystała stary kawałek panela. Ciężko było przebijać drewno długimi gwoździami, musiała robić sobie przerwy, a pod koniec bolało ją ramię, a pot kapał z czoła. Nie poddawała się jednak, sięgnęła jeszcze po mocny klei "kałamarnica" i zamknęła za sobą drzwi od piwnicy. Wmówiła sobie, że kiedyś posprząta narzędzia, choć w głębi, wiedziała, że tego nie zrobi. Z kawałkiem panela podłogowego o wyglądzie łóżka fakira, powoli weszła po schodach. Było już ciemno, a w dodatku okropnie duszno i gorąco. Wyjrzała przez okno i rozejrzała się dokładnie, zanim wylała na parapet połowę tubki Kałamarnicy i przyłożyła najeżony panel, mocno dociskając.
- Żadne skrzydlate stwory nie będą mnie szpiegować. Powiedziała psu, patrzącemu na nią, ciemnymi ślepiami i zamknęła okno. Upadła na podłogę przed oknem ciężko oddychając. Tłumiła w sobie uczucia, ale strach w końcu i tak wypływał na wierzch. wstała na drżących nogach i powlokła się do pokoju Ewy, przy toaletce znalazła pojemniczek z zieloną nalepką. Relziel Max- ziołowa mieszanka na ukojenie nerwów. Wysypała na dłoń dwie tabletki i połknęła nie popijając. Bała się stworów czekających w mroku, ale jeszcze bardziej samej siebie. Od wypadku była inna, czasem robiła coś czego nie powinna, czasem lunatykowała, matka nie chciała przyjąć tego do wiadomości, "będzie dobrze", mówiła wtedy uśmiechając się wymuszenie i z troską "musisz się tylko bardziej postarać".



środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział 5

Rozdział 5


- Jesteś pewna, z najwyższą ochotą was odprowadzę. Powiedział mężczyzna stojąc w progu własnego domu.
- Eryk! Odezwała się Ewa nachylając w jego stronę i całując w policzek. - Damy sobie radę. Zapewniła go jeszcze raz i zerknęła na córkę z dezaprobatą. - Do widzenia. Mruknęła dziewczyna.
Nie mogła powiedzieć matce, że boi się czających w ciemności wampirów, jej oddech był nierówny gdy zatrzymała się przed ich samochodem.
- Piłam wino kochanie, nie mogę prowadzić. Wyjaśniła z uśmiechem kobieta.
Krew zmroziła się w żyłach dziewczyny. - Nie możemy zamówić taksówki?
- Nie marudź Persuniu, nie wzięłam tyle pieniędzy.
- Kora, ja mam na imię Kora. Mruknęła zdenerwowana i zauważyła, że matka chce coś jeszcze dodać, ale spojrzała na nią złym spojrzeniem ucinając dyskusję.
Matka nie wiedziała, że ulice tego małego miasteczka nocą, kryją potwory. Kora zapobiegawczo wybrała funkcje latarki i ścisnęła w dłoni telefon, gdyby tylko miała ze sobą Cerbera. Już nigdzie się bez niego nie ruszę- obiecała sobie solennie. Było cicho, przeraźliwie cicho, nawet samochody zdawały się omijać ulice, którędy szły. Kilku bezdomnych opierało się o mury i toczyło ciche dysputy na tematy, których nie zrozumie trzeźwy człowiek. Wiatr przemieszczał się po jezdni, czasem podnosząc papierki lub tocząc puszki po asfalcie, nie było jeszcze całkiem późno, bo w oknach paliły się światła. Persefona wyczuliła zmysły i pozostała  w skupieniu do granic możliwości, uważając nawet na najmniejszy szmer. Usłyszała za sobą kroki, wyraźne, jakby osoba jej zadająca, szła tuż za ich plecami. Zebrała w sobie cała swoją odwagę, ale nikt za nią nie szedł. Rozejrzała się przestraszona i dostrzegła cień sylwetki, luźno opartej o mur.  Jej mama szła obok cudownie nieświadoma żadnego zagrożenia, a córka pociła się ze strachu i mimo rosnącej paniki próbowała znaleźć rozwiązanie.  To ona widziała wampiry i to pewnie ją chcą uciszyć, więc nie ma powodu by narażała matkę, to jej bezpieczeństwo było teraz najważniejsze. To moja wina- myślała gorzko dziewczyna patrząc na wciąż rozanieloną po spotkaniu Eryka, Ewę.  Zacisnęła zęby i spróbowała się pozbierać, co nie było łatwe. Wzięła głęboki wdech, a później kolejny.
- Chyba zobaczyłam znajomą, spotkamy się w domu. Powiedziała do matki, zdziwiona, że jej głos brzmi tak spokojnie.
Ewa spojrzała na nią i zmarszczyła brwi. - Kochanie, jest już późno, nie możesz sama chodzić po ulicach o tej porze.
Serce Kory poruszało się szybciej niż kiedykolwiek. - Ona mnie odprowadzi, proszę mamo. Mówiła bardziej zdesperowana.
- W żadnym wypadku, a kto później odprowadzi ją?
- Idź już! Warknęła Persefona tracąc rezon. - Nic mi nie będzie, ty dużo byś mi nie pomogła, gdyby nas napadli. Zaskoczona Ewa ruszyła niepewnie do przodu. - Tylko uważajcie na siebie.
Kora stała kilka sekund na chodniku zbierając w sobie siły, strach był niemal paraliżujący.  Musiała odciągnąć pościg od matki, więc ruszyła w bok, w stronę jednej z bocznych uliczek, trybiki w jej głowie poruszały się jak szalone. Chcę wrócić do domu cała. Błagała w myślach dziewczyna, prosząc o to wszystkich znanych jej bogów, a trochę tego było. Musiała zrobić coś, żeby się uspokoić, jej kroki były szybkie.
- Budda. Wisznu. Jezus. Wyliczała szeptem, starając się nie słyszeć wyraźnych kroków za plecami, przyśpieszyła jeszcze bardziej.
Jeszcze kilkadziesiąt metrów i gęste uliczne zabudowanie, zmieni się w domki jednorodzinne, będzie bliżej domu.
- Amaterasu. Odyn. Hades.
Tylko skupienie myśli pozwalało jej nie puścić się biegiem, a czuła, że gdyby to zrobiła drapieżnik za jej plecami, rzuciłby się na nią i zatopi kły w jej szyi.  Na wspomnienie mokrych odgłosów ssania i picia i jęków z tamtej nocy zrobiło jej się niedobrze, a zjedzona u Natana pizza podchodziła jej do gardła.
- Epona. Zeus. Susa-no-o.
W świetle latarni dostrzegła idący za nią cień i nie wytrzymała. Jej trampki uderzały o chodnik, gdy z całych sił próbowała odepchnąć się jeszcze mocniej.  Nabierała tempa, ale istota biegnąć za nią była szybsza. Blada i zimna dłoń szarpnęła za jej długie i gęste włosy. Krzyk bólu wydostał się z jej ust, zanim upadła na chodnik tyłem. Przeniosła ciężar do przodu i ruszyła, najpierw na kolanach, a potem starając się podnieść, nie dała jednak rady.  Zamknęła oczy, gdy wychudzone ciało przycisnęło ją do chłodnej ściany budynku, próbowała krzyczeć, ale silna dłoń znalazł się na jej ustach.  Uniosła powieki i w końcu mogła zobaczyć twarz prześladowcy,  od razu pożałowała otwarcia oczu. Nierealnie blada skóra wyglądała na umęczoną, a oczy ziały przeraźliwą pustką w jasno-błękitnych tęczówkach. Stwór podniósł wargę i Kora mogła zobaczyć rząd ostrych zębów i dwa wielkie kły.
- Zachciało Ci się spacerków po nocy? Zapytał zaskakująco ludzki głos. - Sprawię, że będziesz chciała tylko moich pocałunków. Powiedział  swoim głębokim głosem, a dziewczyna wzdrygnęła się obrzydzona.
Jego oddech pachniał kwaśno i jak zepsute jedzenie, mimo przystojnej twarzy budził odrazę i wstręt.
Zamknęła oczy, wciąż próbując się uwolnić, ale przeczuwając porażkę. Nagle nim zdołała poczuć zimne usta na szyi, wiążące ja ramiona zniknęły i upadła na zimny beton. Zdążyła wyrzucić ręce przed siebie i tylko dla tego nie zaryła twarzą w płyty chodnikowe. Rozejrzała się przerażona, wstrzymując odruch wymiotny. Potwór zniknął.
- Czy to jakiś pieprzony żart? Wyszeptała zmęczonym głosem, nawet przez moment oczekiwała, że usłyszy śmiech wampa, a on sam pojawi się drwiąc z jej naiwności, jednak tak się nie stało. Podniosła się pijana z adrenaliny i ruszyła biegiem w stronę domu. Miała tylko nadzieję, że jej matka jest bezpieczna, a wampiry nie mają wstępu bez zaproszenia. Oby prawdy zaczerpnięte w Pamiętnikach Wampirów były na choć trochę przydatne.
Dotarła do domu zdyszała i niemogąca przełknąć śliny. Pies już czekał na nią w holu, bez zastanowienia rzuciła się w psie futro, przytulając Cerbera.
- Dzięki bogu Cerber. Mruknęła do ucha zwierzęcia.
Przez moment zastanawiała się, który bóg wysłuchał jej próśb. Stawiała na Wisznu.
- Jestem w domu! Krzyknęła do matki i ciężko powlokła się na górę. Dom dawał jej irracjonalne poczucie bezpieczeństwa, pewnie wiązało się to z obecnością psa i czterech ścian.
Położyła się do łóżka, pozwalając by pies wyłożył się w nogach, ale nie mogła zasnąć. Leżała po ciemku, zastanawiając się jak wyrwać się z tego przeklętego miasta. Nie miała ochoty bawić się w Buffy i nosić kołków w torebkach. Na zewnątrz rozszalała się straszliwa burza, deszcz zacinał ostro w okno, a błyskawice rozświetlały nocne niebo. Nie zamknęła okna, było tylko przymknięte, ale nie chciało jej się wstawać z ciepłego łóżka. Dziewczyna patrzyła w okno, gdy dostrzegła ciemny kształt na niebie.  Plama czerni zdawała się powiększać, aż osiadła.  Krew zmroziła się w żyłach Persefony.
Postać kucała na jej parapecie, na jej placach widniały dziwne powiewające lekko płaty materiału, jak peleryna. Po chwili owe dziwne plamy rozpostarły się i Kora przełknęła ślinę. To były skrzydła, czarniejsze niż noc i ogromne. Nie widziała przodu istoty, ale domyśliła, że ma postać humanoidalną. O matko, to upadły anioł-myślała, a w kącikach jej oczu kształtowały się łzy. Wampiry i upadłe anioły, czy to jakiś bardzo głupi żart? Pies powarkiwał na łóżku, a Kora zaciskała pięści.  Okna w jej domu były stare i drewniane, gdy padał deszcz i hulał wiatr, trzęsły się i ciecz wpadała do pomieszczenia.  Persefona zebrała w sobie całą swoją odwagę i szybko wyrwała się z objęć pościeli. Stwory z baśni i powieści dla młodzieży, nie będą rządzić jej życiem.  Podbiegła do okna i rzuciła się na nie z całej siły. Stare zawiasy zaskrzypiały, drewno uderzyło o drewno z trzaskiem, a postać spadła. Kora mało nie podzieliła jej losu, mocno wychylając się z okna, przez moment czuła deszcz na twarzy i we włosach. Cofnęła się w głąb domu i zamknęła okno. Z jej twarzy spływały deszczowe łzy, mocno oddychała w złości i strachu. 

środa, 31 lipca 2013

Rozdział 4


Rozdział 4



- Persuniu! Dziecko kochane.
Ewa szybko doskoczyła do córki, śpiącej w niewygodnej pozycji na łazienkowych kafelkach. W oczy rzucało się jednak coś jeszcze, a mianowicie jej strój. To wcale nie była piżama, ponadto na nogach miała trampki. Kobieta chciała dotknąć ramienia córki, ale leżący obok pies przebudził się i zareagował agresywnie, szczerząc kły i powarkując.
Kora gwałtownie otworzyła oczy i nieprzytomnym gestem podniosła głowę.  Przez moment bała się poruszyć, a w żyłach czuła przejmujące zimno.
- Śmierdziel spokój. Powiedziała rozsądnym głosem matka dziewczyny, jednak pies jak zwykle zbył ja krótkim szczeknięciem.
- Cerber, spokój. Odezwała się dziewczyna i pies usłuchał natychmiast.
Patrząc na psa, przez myśl przeszło jej, że istnienie możliwość, że zwierze również zapamiętało tamto wydarzenie.
- Kochanie, aż tak Cię te brzuch bolał? Zapytała troskliwie Ewa obejmując córkę.- Może powinnyśmy pojechać do lekarza. Właściwie nie zapisałyśmy się jeszcze do żadnego pediatry, ale jestem pewna, że Eryk poleci mi jakiegoś dobrego. On ma syna w twoim wieku, wiesz? Zapytała wyprowadzając Korę z łazienki.
- Wszystko już dobrze mamo, chcę się ogarnąć i muszę wyjść z psem.
Wyjść z psem, obejrzeć wczorajszy zaułek.  Słońce jasno świeciło, przebijając się przez zasłony i okienne szyby. Dziewczyna zostawiła wciąż mówiącą matkę i chwyciła ubrania i bieliznę z szafy, by po niedługim czasie zatrzasnąć matce drzwi od łazienki przed nosem. Stojąc pod strumieniem wody zbierała fakty. Wampiry są złe, piją krew. To wiedzą nawet dzieci. - Wampiry nie wychodzą za dnia, spala je słońce. Tu kończyły się konkrety, bo Kora czytała Zmierzch i namiętnie oglądała Pamiętniki Wampirów, a tam wampiry świetnie bawiły się na ulicach za dnia. Wiedza z książek i filmów jest słaba i niepewna. Wampiry nie lubią psów i gdy świeci im się latarka po oczach-to wiedziała z własnego doświadczenia.  Ubrała się szybko nawet nie myśląc o makijażu.
- Zjedz chociaż śniadanie, mam dzisiaj wolne, myślałam, że pojedziemy do Eryka, poznałabyś jego synka Nataniela.  Zawołała za nią Ewa, ale dziewczyna była już przy drzwiach. - Pojedź do niego sama.
Dziewczyna zatrzasnęła mocno drzwi.
Nie czuła się najlepiej po nocy w łazience, ale musiała przekonać się, że tego wszystkiego nie zmyśliła. Gdyby okazało się, że to się nie wydarzyło byłoby krucho. Gdyby jej umysł wymyślał takie rzeczy, było by bardzo źle. Obracała się kilkakrotnie, nieudolnie sprawdzając czy nikt jej nie obserwuję. Zdawało jej się, że czuję czyiś wzrok, patrząc za siebie, jednak nie dostrzegła nikogo.  Znalazła zaułek i weszła do niego, niespokojnie się rozglądając. Bała się, ale to nie przeszkadzało jej w sprawdzeniu miejsca. Strach zawsze był z nią. Był obecny, ale nie dawała mu szansy dojść do głosu. Schyliła się nad ścianą, i dokładnie obejrzała każdy jej centymetr, nie znalazła jednak niczego niepokojącego. Szukała dalej, sukcesywnie podążając do przodu, kiedy natchnęła się na stertę podeptanych kartonów. Na jednym z nich widniały, niewielkie czerwone i rozmazane plamy. Żołądek podszedł jej do gardła, ale zrobiła kilka zdjęć.  Schowała telefon i podniosła się z brudnego bruku kierując w stronę lasu.  Pies powinien się wybiegać, a wśród drzew lepiej będzie jej się myślało.  Droga była jak zawsze pełna entuzjastów joggingu i spacerów. W krzakach leżały te same papiery i puszki, pamiątki po odwiedzających. Minęło trochę czasu nim ludzie przestali jej przeszkadzać i mogła spuścić Cerbera ze smyczy. Jej ulubione miejsce było jak zawsze puste i zacienione.
Usiadła na wielkiej kamiennej płycie i otworzyła puszkę Coli. Popijając napój przeglądała zdjęcia. Wydawała się spokojna, ale serce dudniło jej jakby przebiegła maraton.  Wampiry, serio?  Nie mówiła, że to niemożliwe dla kogoś takiego jak ona to słowo niewiele znaczyło. Wstała i popędziła psa w kierunku dalszej części lasu. Wspinali się trochę po zalesionym zboczu, ale wysiłek by wart tego co zobaczyła. Ścieżka prowadziła tuż przy krawędzi skarpy, w oddali widziała bagna i usypaną z piachu górę. Jeszcze dalej małe domki jednorodzinne wyglądające jak zabawki. Ludzie się tu niemal nie zapuszczali i nikt nie przeszkadzał jej w kontemplowaniu piękna krajobrazu. Jakaś jej część pragnęła zejść zboczem i przemieścić się w stronę niedostępnej piaskowej twierdzy. Coś chciało by lawirowała między grząskimi gruntami i niewielkimi, zielonymi bajorkami. Zdusiła w sobie te chęć.
Podniosła wzrok i zagwizdała na psa. Nie mogła go dostrzec. Mógł węszyć gdzieś w krzakach, ale rzadko odchodził na tyle daleko by nie mogła go zobaczyć.- Cerber! Zawołała, nie przestając skanować okolicy wzrokiem.
Ruszyła szybszym krokiem przez zarośla.
- Cerber! Krzyknęła nagle zaniepokojona.
Pies był jej posłuszny, niepokojąco posłuszny, zawsze reagował na jej zawołanie.
Usłyszała szczekanie i rozpoznała dźwięk wydawany przez jej zwierze, zaczęła biec. Nieustannie nawoływała zwierze, nerwowo biegnąć w kierunku wesołego szczekania. Biegła z powrotem  pies musiał wrócić do miejsca gdzie już byli.
Gałązki drzew uderzały w nią, nie czyniąc jej krzywdy, a suche liście szeleściły pod jej stopami, okutymi w ciemne trampki.
Wpadła na doskonale sobie znaną polanę zdyszana i podniosła wzrok. Na kamiennej płycie, obok której walały się puste puszki, kucał chłopak. Miał na sobie ciemne jeansy i bluzę z kapturem, kucał w cieniu. Światło zdawało się dziwnie załamywało się w miejscu gdzie stał. Jakby nie miało tam dostępu, nawet w najbardziej pochmurny dzień nie widziała takiego cienia. Światło nie dotykało go, a omijało. Nieznajomy czochrał sierść na karku jej psa. Psa, który prędzej odgryzłby komuś dłoń, niż dał się dotknąć obcemu.
- Cerber! Zawołała zaniepokojona.
Pies niechętnie oderwał się od pieszczot i potruchtał w jej stronę.
- Czemu dałaś takie imię, takiemu słodkiemu psiakowi? Zapytał chłopak, skrywający się w cieniu. Jego głos ją zaskoczył, brzmiał tak obco i znajomo jednocześnie. Mówił cicho nie musiał podnosić głosu by doskonale go słyszała. Przełknęła ślinę i dotknęła futra psa, to zawsze ją uspakajało. Gdyby nie wczorajszy wypadek z wampirem byłaby pewnie bardziej wyluzowana.
- On nie lubi obcych. Powiedziała cichym głosem.
Starała się brzmieć na wyluzowaną jak zawsze, ale nieznajomy w jakiś sposób ją onieśmielał.
- Mnie polubił. Zaśmiał się i wreszcie zobaczyła kawałek jego twarzy.  Stalowe ślepia patrzyły na nią spod kaptura. Wstrzymała oddech nigdy w życiu nie widziała takich oczu.
- Musisz być wyjątkowy. Mruknęła zanim zdążyła się zastanowić.
Oddech przyśpieszył jej gdy sprawił, że ich oczy się spotkały, wyglądał jakby mógł zobaczyć jej duszę.
- Muszę już iść. Skłamała szybko i zapięła psu smycz.
Pilnowała się, żeby nie iść zbyt szybko.
- To na razie, Persefono! Zawołał za nią skąpany w mroku chłopak, a ona puściła się biegiem. Nie podawała mu swojego imienia.
Gdy dotarła do domu pachniało tam perfumami jej matki. Kobieta wyszła jej na przeciw.
- O jak dobrze, że jesteś! Zdążysz zabrać się ze mną do Eryka! Wydawała się być bardzo podekscytowana.
- Tylko się przebież, wyglądasz tak, jakoś mrocznie.Skomentowała poprawiając włosy w niedużym lustrze wiszącym w przedpokoju.
- Mamo mam żółtą bluzkę. Odpowiedziała dziewczyna jękliwie.
Sam fakt wizyty u przyjaciela jej matki ją dołował uwagi na temat mroku nie polepszały jej humoru.
- Nie wiem, tak tylko mówię. Oznajmiła Ewa ugodowym głosem i zapakowała córkę do samochodu.
Droga nie trwała długo, zatrzymały się przed jednym z bloków, których tak wiele było w mieście. Słońce świeciło mocno i było parno, jednak Persefonie nie przeszkadzała taka pogoda. Kochała czuć na skórze słońce. Wsiadły do zdezelowanej windy i Ewa nacisnęła przycisk czwartego piętra. Persefona miała nadzieję, że matka dostała adres od Eryka, a nie była tam nigdy wcześniej, ale nie zapowiadało się na to. Kobieta nie wahała się i nie szukała drzwi wzrokiem, jak po sznureczku dotarła pod te z numerem trzydzieści siedem. Zadzwoniła, a właściciel mieszkania otworzył niemal od razu, jakby czekał pod drzwiami.
- Ewa! Zawołał uszczęśliwiony i porwał kobietę w ramiona.
Znalazły się w jego mieszkaniu. Przeciętne-pomyślała od razu Kora.
- Witaj Persefono. Przywitał ja dziwnym uśmiechem, wyciągając do niej dłoń.
- Mam na imię Kora. Przypomniała gorzko, a mężczyzna wybuchnął śmiechem.
- Raja, racja.
Dyskretnie wywróciła oczami. Otworzyły się drzwi w korytarzu i wyglądnęła z nich biała głowa, dosłownie. Chłopak miał włosy jak len i równie jasne brwi i rzęsy. Wyglądał jak aniołek, jednak nie był wcale w wieku Kory, to mogła stwierdzić od razu, miał góra czternaście lat.
- Dzień Dobry! Przywitał się grzecznie z moją mamą i zwrócił spojrzenie na mnie.
- Cześć.
Mama położyła dłoń na plecach dziewczyny i delikatnie pchnęła w stronę chłopca. - Nataniel pokaże Ci swój pokój.
Żenujące, nawet bardzo, będę bawić dzieciaka- pomyślała Kora gorzko kierując się w stronę pokoju chłopca. Czekało ją zaskoczenie, bo chłopak, który wydawał jej się ucieleśnieniem niewinności, siedział na parapecie otwartego okna i palił papierosa. Nie był tym typem pozera, który robi wokół palenia wielkie halo, nie udawał też, że potrzebuję długiego zaciągania i nie wypuszczał dymu w szczególny sposób.
- Cześć jestem Natan. Powiedział podając jej dłoń, żeby to zrobić musiał przytrzymać papieros w ustach.
- Kora. Odpowiedziała wciąż nieco zdziwiona i usiadła na łóżku, słodko wyglądającego blondyna.
- Naprawdę masz tak na imię? Zapytał beztrosko, jego jedna noga zwisała luźno, podczas gdy druga była oparta o framugę okna.
- Tak i nie jesteś pierwszą osobą, która o to pyta. Odpowiedziała znużonym głosem, to był stały element jej rozmów z nowo poznanymi ludźmi.
- Mój znajomy ma psa o tym imieniu. Dodał     jakby usprawiedliwiając swoje zdziwienie.
- To też już słyszałam. Mruknęła i oparła się o ścianę.
Pokój Nataniela był mało oryginalny. Bałagan, dużo gier na biurku i zero książek. Nie zasłane łóżko i duży monitor od komputera, szafa z lustrem.
- Jesteś "Zjadaczką kotów"? Spytał po chwili milczenia, która o dziwo nie była niezręczna, a bardziej odprężająca.
To stało się po raz kolejny, więc dziewczyna podeszła do szafy Natana i przejrzała się w lustrze ludzkich rozmiarów. Miała na sobie dżinsy i żółtą bluzkę, wyglądała normalnie w tym stroju, lekkim makijażu i włosach związanym w kok. Coś jednak było nie tak, musiała to przyznać, wydawała się stale stać w cieniu, otaczał ją mrok. Oblepiał, ale nie tak by ludzie wyraźnie to zauważyli  dla postronnych obserwatorów, wyglądała tylko trochę mrocznie, może jak nastolatka z problemami.
- Nic z tych rzeczy. Odpowiedziała i wskazała na siebie.- Nie powinnam mieć kolczyków i tandetnego makijażu? Zapytała trochę opryskliwie i znów usiadła na łóżku.
- Szkoda, mam fajny film o zombi, wasza wizyta może trochę potrwać. Rzucił jak zwykle bezpośrednio i wyrzucił peta przez okno.
- Nie mówiłam, że nie lubię zombi. Usprawiedliwiła się mimochodem, a twarz Natana rozjaśnił uśmiech, z którym wyglądał jak prawdziwy anioł. Jak dojrzalsza wersja z obrazu Botticellego. Mogła się założyć, że miał wierne grono fanek. Chłopiec podszedł do komputera i uruchomił film, po czym usiadł na fotelu przed biurkiem. Oboje zatopili się  w nieskomplikowanej fabule filmu.