środa, 31 lipca 2013

Rozdział 4


Rozdział 4



- Persuniu! Dziecko kochane.
Ewa szybko doskoczyła do córki, śpiącej w niewygodnej pozycji na łazienkowych kafelkach. W oczy rzucało się jednak coś jeszcze, a mianowicie jej strój. To wcale nie była piżama, ponadto na nogach miała trampki. Kobieta chciała dotknąć ramienia córki, ale leżący obok pies przebudził się i zareagował agresywnie, szczerząc kły i powarkując.
Kora gwałtownie otworzyła oczy i nieprzytomnym gestem podniosła głowę.  Przez moment bała się poruszyć, a w żyłach czuła przejmujące zimno.
- Śmierdziel spokój. Powiedziała rozsądnym głosem matka dziewczyny, jednak pies jak zwykle zbył ja krótkim szczeknięciem.
- Cerber, spokój. Odezwała się dziewczyna i pies usłuchał natychmiast.
Patrząc na psa, przez myśl przeszło jej, że istnienie możliwość, że zwierze również zapamiętało tamto wydarzenie.
- Kochanie, aż tak Cię te brzuch bolał? Zapytała troskliwie Ewa obejmując córkę.- Może powinnyśmy pojechać do lekarza. Właściwie nie zapisałyśmy się jeszcze do żadnego pediatry, ale jestem pewna, że Eryk poleci mi jakiegoś dobrego. On ma syna w twoim wieku, wiesz? Zapytała wyprowadzając Korę z łazienki.
- Wszystko już dobrze mamo, chcę się ogarnąć i muszę wyjść z psem.
Wyjść z psem, obejrzeć wczorajszy zaułek.  Słońce jasno świeciło, przebijając się przez zasłony i okienne szyby. Dziewczyna zostawiła wciąż mówiącą matkę i chwyciła ubrania i bieliznę z szafy, by po niedługim czasie zatrzasnąć matce drzwi od łazienki przed nosem. Stojąc pod strumieniem wody zbierała fakty. Wampiry są złe, piją krew. To wiedzą nawet dzieci. - Wampiry nie wychodzą za dnia, spala je słońce. Tu kończyły się konkrety, bo Kora czytała Zmierzch i namiętnie oglądała Pamiętniki Wampirów, a tam wampiry świetnie bawiły się na ulicach za dnia. Wiedza z książek i filmów jest słaba i niepewna. Wampiry nie lubią psów i gdy świeci im się latarka po oczach-to wiedziała z własnego doświadczenia.  Ubrała się szybko nawet nie myśląc o makijażu.
- Zjedz chociaż śniadanie, mam dzisiaj wolne, myślałam, że pojedziemy do Eryka, poznałabyś jego synka Nataniela.  Zawołała za nią Ewa, ale dziewczyna była już przy drzwiach. - Pojedź do niego sama.
Dziewczyna zatrzasnęła mocno drzwi.
Nie czuła się najlepiej po nocy w łazience, ale musiała przekonać się, że tego wszystkiego nie zmyśliła. Gdyby okazało się, że to się nie wydarzyło byłoby krucho. Gdyby jej umysł wymyślał takie rzeczy, było by bardzo źle. Obracała się kilkakrotnie, nieudolnie sprawdzając czy nikt jej nie obserwuję. Zdawało jej się, że czuję czyiś wzrok, patrząc za siebie, jednak nie dostrzegła nikogo.  Znalazła zaułek i weszła do niego, niespokojnie się rozglądając. Bała się, ale to nie przeszkadzało jej w sprawdzeniu miejsca. Strach zawsze był z nią. Był obecny, ale nie dawała mu szansy dojść do głosu. Schyliła się nad ścianą, i dokładnie obejrzała każdy jej centymetr, nie znalazła jednak niczego niepokojącego. Szukała dalej, sukcesywnie podążając do przodu, kiedy natchnęła się na stertę podeptanych kartonów. Na jednym z nich widniały, niewielkie czerwone i rozmazane plamy. Żołądek podszedł jej do gardła, ale zrobiła kilka zdjęć.  Schowała telefon i podniosła się z brudnego bruku kierując w stronę lasu.  Pies powinien się wybiegać, a wśród drzew lepiej będzie jej się myślało.  Droga była jak zawsze pełna entuzjastów joggingu i spacerów. W krzakach leżały te same papiery i puszki, pamiątki po odwiedzających. Minęło trochę czasu nim ludzie przestali jej przeszkadzać i mogła spuścić Cerbera ze smyczy. Jej ulubione miejsce było jak zawsze puste i zacienione.
Usiadła na wielkiej kamiennej płycie i otworzyła puszkę Coli. Popijając napój przeglądała zdjęcia. Wydawała się spokojna, ale serce dudniło jej jakby przebiegła maraton.  Wampiry, serio?  Nie mówiła, że to niemożliwe dla kogoś takiego jak ona to słowo niewiele znaczyło. Wstała i popędziła psa w kierunku dalszej części lasu. Wspinali się trochę po zalesionym zboczu, ale wysiłek by wart tego co zobaczyła. Ścieżka prowadziła tuż przy krawędzi skarpy, w oddali widziała bagna i usypaną z piachu górę. Jeszcze dalej małe domki jednorodzinne wyglądające jak zabawki. Ludzie się tu niemal nie zapuszczali i nikt nie przeszkadzał jej w kontemplowaniu piękna krajobrazu. Jakaś jej część pragnęła zejść zboczem i przemieścić się w stronę niedostępnej piaskowej twierdzy. Coś chciało by lawirowała między grząskimi gruntami i niewielkimi, zielonymi bajorkami. Zdusiła w sobie te chęć.
Podniosła wzrok i zagwizdała na psa. Nie mogła go dostrzec. Mógł węszyć gdzieś w krzakach, ale rzadko odchodził na tyle daleko by nie mogła go zobaczyć.- Cerber! Zawołała, nie przestając skanować okolicy wzrokiem.
Ruszyła szybszym krokiem przez zarośla.
- Cerber! Krzyknęła nagle zaniepokojona.
Pies był jej posłuszny, niepokojąco posłuszny, zawsze reagował na jej zawołanie.
Usłyszała szczekanie i rozpoznała dźwięk wydawany przez jej zwierze, zaczęła biec. Nieustannie nawoływała zwierze, nerwowo biegnąć w kierunku wesołego szczekania. Biegła z powrotem  pies musiał wrócić do miejsca gdzie już byli.
Gałązki drzew uderzały w nią, nie czyniąc jej krzywdy, a suche liście szeleściły pod jej stopami, okutymi w ciemne trampki.
Wpadła na doskonale sobie znaną polanę zdyszana i podniosła wzrok. Na kamiennej płycie, obok której walały się puste puszki, kucał chłopak. Miał na sobie ciemne jeansy i bluzę z kapturem, kucał w cieniu. Światło zdawało się dziwnie załamywało się w miejscu gdzie stał. Jakby nie miało tam dostępu, nawet w najbardziej pochmurny dzień nie widziała takiego cienia. Światło nie dotykało go, a omijało. Nieznajomy czochrał sierść na karku jej psa. Psa, który prędzej odgryzłby komuś dłoń, niż dał się dotknąć obcemu.
- Cerber! Zawołała zaniepokojona.
Pies niechętnie oderwał się od pieszczot i potruchtał w jej stronę.
- Czemu dałaś takie imię, takiemu słodkiemu psiakowi? Zapytał chłopak, skrywający się w cieniu. Jego głos ją zaskoczył, brzmiał tak obco i znajomo jednocześnie. Mówił cicho nie musiał podnosić głosu by doskonale go słyszała. Przełknęła ślinę i dotknęła futra psa, to zawsze ją uspakajało. Gdyby nie wczorajszy wypadek z wampirem byłaby pewnie bardziej wyluzowana.
- On nie lubi obcych. Powiedziała cichym głosem.
Starała się brzmieć na wyluzowaną jak zawsze, ale nieznajomy w jakiś sposób ją onieśmielał.
- Mnie polubił. Zaśmiał się i wreszcie zobaczyła kawałek jego twarzy.  Stalowe ślepia patrzyły na nią spod kaptura. Wstrzymała oddech nigdy w życiu nie widziała takich oczu.
- Musisz być wyjątkowy. Mruknęła zanim zdążyła się zastanowić.
Oddech przyśpieszył jej gdy sprawił, że ich oczy się spotkały, wyglądał jakby mógł zobaczyć jej duszę.
- Muszę już iść. Skłamała szybko i zapięła psu smycz.
Pilnowała się, żeby nie iść zbyt szybko.
- To na razie, Persefono! Zawołał za nią skąpany w mroku chłopak, a ona puściła się biegiem. Nie podawała mu swojego imienia.
Gdy dotarła do domu pachniało tam perfumami jej matki. Kobieta wyszła jej na przeciw.
- O jak dobrze, że jesteś! Zdążysz zabrać się ze mną do Eryka! Wydawała się być bardzo podekscytowana.
- Tylko się przebież, wyglądasz tak, jakoś mrocznie.Skomentowała poprawiając włosy w niedużym lustrze wiszącym w przedpokoju.
- Mamo mam żółtą bluzkę. Odpowiedziała dziewczyna jękliwie.
Sam fakt wizyty u przyjaciela jej matki ją dołował uwagi na temat mroku nie polepszały jej humoru.
- Nie wiem, tak tylko mówię. Oznajmiła Ewa ugodowym głosem i zapakowała córkę do samochodu.
Droga nie trwała długo, zatrzymały się przed jednym z bloków, których tak wiele było w mieście. Słońce świeciło mocno i było parno, jednak Persefonie nie przeszkadzała taka pogoda. Kochała czuć na skórze słońce. Wsiadły do zdezelowanej windy i Ewa nacisnęła przycisk czwartego piętra. Persefona miała nadzieję, że matka dostała adres od Eryka, a nie była tam nigdy wcześniej, ale nie zapowiadało się na to. Kobieta nie wahała się i nie szukała drzwi wzrokiem, jak po sznureczku dotarła pod te z numerem trzydzieści siedem. Zadzwoniła, a właściciel mieszkania otworzył niemal od razu, jakby czekał pod drzwiami.
- Ewa! Zawołał uszczęśliwiony i porwał kobietę w ramiona.
Znalazły się w jego mieszkaniu. Przeciętne-pomyślała od razu Kora.
- Witaj Persefono. Przywitał ja dziwnym uśmiechem, wyciągając do niej dłoń.
- Mam na imię Kora. Przypomniała gorzko, a mężczyzna wybuchnął śmiechem.
- Raja, racja.
Dyskretnie wywróciła oczami. Otworzyły się drzwi w korytarzu i wyglądnęła z nich biała głowa, dosłownie. Chłopak miał włosy jak len i równie jasne brwi i rzęsy. Wyglądał jak aniołek, jednak nie był wcale w wieku Kory, to mogła stwierdzić od razu, miał góra czternaście lat.
- Dzień Dobry! Przywitał się grzecznie z moją mamą i zwrócił spojrzenie na mnie.
- Cześć.
Mama położyła dłoń na plecach dziewczyny i delikatnie pchnęła w stronę chłopca. - Nataniel pokaże Ci swój pokój.
Żenujące, nawet bardzo, będę bawić dzieciaka- pomyślała Kora gorzko kierując się w stronę pokoju chłopca. Czekało ją zaskoczenie, bo chłopak, który wydawał jej się ucieleśnieniem niewinności, siedział na parapecie otwartego okna i palił papierosa. Nie był tym typem pozera, który robi wokół palenia wielkie halo, nie udawał też, że potrzebuję długiego zaciągania i nie wypuszczał dymu w szczególny sposób.
- Cześć jestem Natan. Powiedział podając jej dłoń, żeby to zrobić musiał przytrzymać papieros w ustach.
- Kora. Odpowiedziała wciąż nieco zdziwiona i usiadła na łóżku, słodko wyglądającego blondyna.
- Naprawdę masz tak na imię? Zapytał beztrosko, jego jedna noga zwisała luźno, podczas gdy druga była oparta o framugę okna.
- Tak i nie jesteś pierwszą osobą, która o to pyta. Odpowiedziała znużonym głosem, to był stały element jej rozmów z nowo poznanymi ludźmi.
- Mój znajomy ma psa o tym imieniu. Dodał     jakby usprawiedliwiając swoje zdziwienie.
- To też już słyszałam. Mruknęła i oparła się o ścianę.
Pokój Nataniela był mało oryginalny. Bałagan, dużo gier na biurku i zero książek. Nie zasłane łóżko i duży monitor od komputera, szafa z lustrem.
- Jesteś "Zjadaczką kotów"? Spytał po chwili milczenia, która o dziwo nie była niezręczna, a bardziej odprężająca.
To stało się po raz kolejny, więc dziewczyna podeszła do szafy Natana i przejrzała się w lustrze ludzkich rozmiarów. Miała na sobie dżinsy i żółtą bluzkę, wyglądała normalnie w tym stroju, lekkim makijażu i włosach związanym w kok. Coś jednak było nie tak, musiała to przyznać, wydawała się stale stać w cieniu, otaczał ją mrok. Oblepiał, ale nie tak by ludzie wyraźnie to zauważyli  dla postronnych obserwatorów, wyglądała tylko trochę mrocznie, może jak nastolatka z problemami.
- Nic z tych rzeczy. Odpowiedziała i wskazała na siebie.- Nie powinnam mieć kolczyków i tandetnego makijażu? Zapytała trochę opryskliwie i znów usiadła na łóżku.
- Szkoda, mam fajny film o zombi, wasza wizyta może trochę potrwać. Rzucił jak zwykle bezpośrednio i wyrzucił peta przez okno.
- Nie mówiłam, że nie lubię zombi. Usprawiedliwiła się mimochodem, a twarz Natana rozjaśnił uśmiech, z którym wyglądał jak prawdziwy anioł. Jak dojrzalsza wersja z obrazu Botticellego. Mogła się założyć, że miał wierne grono fanek. Chłopiec podszedł do komputera i uruchomił film, po czym usiadł na fotelu przed biurkiem. Oboje zatopili się  w nieskomplikowanej fabule filmu. 

1 komentarz: