środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział 5

Rozdział 5


- Jesteś pewna, z najwyższą ochotą was odprowadzę. Powiedział mężczyzna stojąc w progu własnego domu.
- Eryk! Odezwała się Ewa nachylając w jego stronę i całując w policzek. - Damy sobie radę. Zapewniła go jeszcze raz i zerknęła na córkę z dezaprobatą. - Do widzenia. Mruknęła dziewczyna.
Nie mogła powiedzieć matce, że boi się czających w ciemności wampirów, jej oddech był nierówny gdy zatrzymała się przed ich samochodem.
- Piłam wino kochanie, nie mogę prowadzić. Wyjaśniła z uśmiechem kobieta.
Krew zmroziła się w żyłach dziewczyny. - Nie możemy zamówić taksówki?
- Nie marudź Persuniu, nie wzięłam tyle pieniędzy.
- Kora, ja mam na imię Kora. Mruknęła zdenerwowana i zauważyła, że matka chce coś jeszcze dodać, ale spojrzała na nią złym spojrzeniem ucinając dyskusję.
Matka nie wiedziała, że ulice tego małego miasteczka nocą, kryją potwory. Kora zapobiegawczo wybrała funkcje latarki i ścisnęła w dłoni telefon, gdyby tylko miała ze sobą Cerbera. Już nigdzie się bez niego nie ruszę- obiecała sobie solennie. Było cicho, przeraźliwie cicho, nawet samochody zdawały się omijać ulice, którędy szły. Kilku bezdomnych opierało się o mury i toczyło ciche dysputy na tematy, których nie zrozumie trzeźwy człowiek. Wiatr przemieszczał się po jezdni, czasem podnosząc papierki lub tocząc puszki po asfalcie, nie było jeszcze całkiem późno, bo w oknach paliły się światła. Persefona wyczuliła zmysły i pozostała  w skupieniu do granic możliwości, uważając nawet na najmniejszy szmer. Usłyszała za sobą kroki, wyraźne, jakby osoba jej zadająca, szła tuż za ich plecami. Zebrała w sobie cała swoją odwagę, ale nikt za nią nie szedł. Rozejrzała się przestraszona i dostrzegła cień sylwetki, luźno opartej o mur.  Jej mama szła obok cudownie nieświadoma żadnego zagrożenia, a córka pociła się ze strachu i mimo rosnącej paniki próbowała znaleźć rozwiązanie.  To ona widziała wampiry i to pewnie ją chcą uciszyć, więc nie ma powodu by narażała matkę, to jej bezpieczeństwo było teraz najważniejsze. To moja wina- myślała gorzko dziewczyna patrząc na wciąż rozanieloną po spotkaniu Eryka, Ewę.  Zacisnęła zęby i spróbowała się pozbierać, co nie było łatwe. Wzięła głęboki wdech, a później kolejny.
- Chyba zobaczyłam znajomą, spotkamy się w domu. Powiedziała do matki, zdziwiona, że jej głos brzmi tak spokojnie.
Ewa spojrzała na nią i zmarszczyła brwi. - Kochanie, jest już późno, nie możesz sama chodzić po ulicach o tej porze.
Serce Kory poruszało się szybciej niż kiedykolwiek. - Ona mnie odprowadzi, proszę mamo. Mówiła bardziej zdesperowana.
- W żadnym wypadku, a kto później odprowadzi ją?
- Idź już! Warknęła Persefona tracąc rezon. - Nic mi nie będzie, ty dużo byś mi nie pomogła, gdyby nas napadli. Zaskoczona Ewa ruszyła niepewnie do przodu. - Tylko uważajcie na siebie.
Kora stała kilka sekund na chodniku zbierając w sobie siły, strach był niemal paraliżujący.  Musiała odciągnąć pościg od matki, więc ruszyła w bok, w stronę jednej z bocznych uliczek, trybiki w jej głowie poruszały się jak szalone. Chcę wrócić do domu cała. Błagała w myślach dziewczyna, prosząc o to wszystkich znanych jej bogów, a trochę tego było. Musiała zrobić coś, żeby się uspokoić, jej kroki były szybkie.
- Budda. Wisznu. Jezus. Wyliczała szeptem, starając się nie słyszeć wyraźnych kroków za plecami, przyśpieszyła jeszcze bardziej.
Jeszcze kilkadziesiąt metrów i gęste uliczne zabudowanie, zmieni się w domki jednorodzinne, będzie bliżej domu.
- Amaterasu. Odyn. Hades.
Tylko skupienie myśli pozwalało jej nie puścić się biegiem, a czuła, że gdyby to zrobiła drapieżnik za jej plecami, rzuciłby się na nią i zatopi kły w jej szyi.  Na wspomnienie mokrych odgłosów ssania i picia i jęków z tamtej nocy zrobiło jej się niedobrze, a zjedzona u Natana pizza podchodziła jej do gardła.
- Epona. Zeus. Susa-no-o.
W świetle latarni dostrzegła idący za nią cień i nie wytrzymała. Jej trampki uderzały o chodnik, gdy z całych sił próbowała odepchnąć się jeszcze mocniej.  Nabierała tempa, ale istota biegnąć za nią była szybsza. Blada i zimna dłoń szarpnęła za jej długie i gęste włosy. Krzyk bólu wydostał się z jej ust, zanim upadła na chodnik tyłem. Przeniosła ciężar do przodu i ruszyła, najpierw na kolanach, a potem starając się podnieść, nie dała jednak rady.  Zamknęła oczy, gdy wychudzone ciało przycisnęło ją do chłodnej ściany budynku, próbowała krzyczeć, ale silna dłoń znalazł się na jej ustach.  Uniosła powieki i w końcu mogła zobaczyć twarz prześladowcy,  od razu pożałowała otwarcia oczu. Nierealnie blada skóra wyglądała na umęczoną, a oczy ziały przeraźliwą pustką w jasno-błękitnych tęczówkach. Stwór podniósł wargę i Kora mogła zobaczyć rząd ostrych zębów i dwa wielkie kły.
- Zachciało Ci się spacerków po nocy? Zapytał zaskakująco ludzki głos. - Sprawię, że będziesz chciała tylko moich pocałunków. Powiedział  swoim głębokim głosem, a dziewczyna wzdrygnęła się obrzydzona.
Jego oddech pachniał kwaśno i jak zepsute jedzenie, mimo przystojnej twarzy budził odrazę i wstręt.
Zamknęła oczy, wciąż próbując się uwolnić, ale przeczuwając porażkę. Nagle nim zdołała poczuć zimne usta na szyi, wiążące ja ramiona zniknęły i upadła na zimny beton. Zdążyła wyrzucić ręce przed siebie i tylko dla tego nie zaryła twarzą w płyty chodnikowe. Rozejrzała się przerażona, wstrzymując odruch wymiotny. Potwór zniknął.
- Czy to jakiś pieprzony żart? Wyszeptała zmęczonym głosem, nawet przez moment oczekiwała, że usłyszy śmiech wampa, a on sam pojawi się drwiąc z jej naiwności, jednak tak się nie stało. Podniosła się pijana z adrenaliny i ruszyła biegiem w stronę domu. Miała tylko nadzieję, że jej matka jest bezpieczna, a wampiry nie mają wstępu bez zaproszenia. Oby prawdy zaczerpnięte w Pamiętnikach Wampirów były na choć trochę przydatne.
Dotarła do domu zdyszała i niemogąca przełknąć śliny. Pies już czekał na nią w holu, bez zastanowienia rzuciła się w psie futro, przytulając Cerbera.
- Dzięki bogu Cerber. Mruknęła do ucha zwierzęcia.
Przez moment zastanawiała się, który bóg wysłuchał jej próśb. Stawiała na Wisznu.
- Jestem w domu! Krzyknęła do matki i ciężko powlokła się na górę. Dom dawał jej irracjonalne poczucie bezpieczeństwa, pewnie wiązało się to z obecnością psa i czterech ścian.
Położyła się do łóżka, pozwalając by pies wyłożył się w nogach, ale nie mogła zasnąć. Leżała po ciemku, zastanawiając się jak wyrwać się z tego przeklętego miasta. Nie miała ochoty bawić się w Buffy i nosić kołków w torebkach. Na zewnątrz rozszalała się straszliwa burza, deszcz zacinał ostro w okno, a błyskawice rozświetlały nocne niebo. Nie zamknęła okna, było tylko przymknięte, ale nie chciało jej się wstawać z ciepłego łóżka. Dziewczyna patrzyła w okno, gdy dostrzegła ciemny kształt na niebie.  Plama czerni zdawała się powiększać, aż osiadła.  Krew zmroziła się w żyłach Persefony.
Postać kucała na jej parapecie, na jej placach widniały dziwne powiewające lekko płaty materiału, jak peleryna. Po chwili owe dziwne plamy rozpostarły się i Kora przełknęła ślinę. To były skrzydła, czarniejsze niż noc i ogromne. Nie widziała przodu istoty, ale domyśliła, że ma postać humanoidalną. O matko, to upadły anioł-myślała, a w kącikach jej oczu kształtowały się łzy. Wampiry i upadłe anioły, czy to jakiś bardzo głupi żart? Pies powarkiwał na łóżku, a Kora zaciskała pięści.  Okna w jej domu były stare i drewniane, gdy padał deszcz i hulał wiatr, trzęsły się i ciecz wpadała do pomieszczenia.  Persefona zebrała w sobie całą swoją odwagę i szybko wyrwała się z objęć pościeli. Stwory z baśni i powieści dla młodzieży, nie będą rządzić jej życiem.  Podbiegła do okna i rzuciła się na nie z całej siły. Stare zawiasy zaskrzypiały, drewno uderzyło o drewno z trzaskiem, a postać spadła. Kora mało nie podzieliła jej losu, mocno wychylając się z okna, przez moment czuła deszcz na twarzy i we włosach. Cofnęła się w głąb domu i zamknęła okno. Z jej twarzy spływały deszczowe łzy, mocno oddychała w złości i strachu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz