czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział 6

Rozdział 6

-To się kurwa nie dzieję. Pisnęła Persefona odsuwając się od okna. - To niemożliwe, takie rzeczy, po prostu się nie dzieją.
Usiadła na łóżku, nie odrywając spojrzenia od okna, jeśli ten stwór wróci musi to zauważyć. Mocniej ścisnęła cielsko psa. Cerber mnie obroni, musi- pomyślała przełykając panikę. Gdyby nie to, że bała się poruszyć, już dawno pobiegłaby po Relziel Max do pokoju matki. Mijały minuty, a w końcu godziny, ale upadły anioł nie wracał i dziewczyna zaczynała się rozluźniać, jej ostatnią myślą, przed snem było "przeprowadziłyśmy się do miasta świrów." Obudziła się niewyspana i przestraszona. Na miękkich nogach podeszła do okna, na ramie, prócz sadzy zauważyła ślady butów. Miała dowód, że całe zdarzenie z poprzedniej nocy, jest realne, nie zmyśliła go, to nie był sen. Złapała za telefon i sprawdziła godzinę, dochodziło południe. Wzięła szybki prysznic i doprowadziła się do porządku mimo, że panicznie bała się wychodzić z domu, musiała wyprowadzić psa. W sklepie po drodze kupiła dwie puszki coli i udała się na swoje miejsce. Chciała spokojnie pomyśleć, z dala od innych ludzi. Podejrzliwie patrzyła na każdego mijanego przechodnia, jeśli w mieście są wampiry i upadłe anioły nie może nikomu ufać, a co jeśli mają jeszcze wilkołaki? Puściła psa wolno zatapiając się myślach. Wkrótce znalazła swój ulubiony kamienny blok i od razu na nim usiadła. Gdy wychodziła z domu było gorąco, ale teraz wiał przenikliwy wiatr. Im dalej szła w las, nim znalazła się na kamieniu, tym bardziej żałowała, że założyła szorty i bluzeczkę. Spojrzała na niebo, prześwitujące przez korony drzew, było zachmurzone. Ciemne chmury szybko zasnuwały, każdy fragment czystego błękitu, jakby znów miało padać. Pogoda tego lata wariowała. Wkrótce jej skórę pokryła gęsia skórka. Podciągnęła nogi pod brodę i otworzyła puszkę coli, smakowała jak zwykle wybornie. W lasku zrobiło się ciemno, ale Kora się nie bała, to było jej miejsce.
- Wiesz, że siedzisz na nagrobku? Zapytał głęboki i czysty głos.
Dziewczyna wzdrygnęła się i poprawiła na kamiennej płycie.
- Zmarłym to chyba nie przeszkadza. Mruknęła do kucającego przed jej psem chłopaka.
Pojawił się znikąd, rozpoznała go. Ubrany w mrok przyjaciel zwierząt. Cerber merdał ogonem i lizał dłoń chłopaka, Kora postanowiła zaufać zmysłom zwierzęcia. Nie mogła oderwać od niego wzroku, alby jego aura ja hipnotyzowała, jakby ją przyciągał. Ciemne włosy i oczy, smagana wiatrem cera, był piękny, ale coś burzyło jego wygląd, może ta ciemność, sprawiała, że jego uroda była niestandardowa i słabo przyswajalna.
- Zapytam ich. Odpowiedział podnosząc na nią wzrok.
Jego zęby błysnęły w uśmiechu, więc uznała to za dziwny żart.
- Co tu robisz? Odważyła się zapytać i pociągnęła łyk coli.
Nieznajomy przeciągnął dłonią po futrze Cerbera, obserwowała ten ruch, miał długie rękawy, ale jej zdawało się, że jakiś czarny ślad znaczy jego nadgarstek. Wzdrygnęła się lekko.
- Wiedziałem, że Cię tu znajdę. Odezwał się i znów posłał jej pół-uśmiech, bardziej przypominający szczerzenie kłów.
Dziewczyna przełknęła ślinę i sięgnęła do torby wyjmując napój.
- Łap! Zawołała i rzuciła w nieznajomego pepsi.
Złapał ją w locie i kiwnął głową na znak podziękowania. Otworzył puszkę, która syknęła cicho i pociągnął łyk, robiąc przy tym dziwną minę.
- Dużo strasznych rzeczy Cię ostatnio spotyka, hmm? Zapytał wciąż komicznie przekrzywiać głowę.
Twarz Persefony wyrażała zdziwienie i dezorientację, dlatego ubrany na czarno chłopak wybuchnął śmiechem.
- Skąd o tym wiesz? Wyjąkała słabo, ale zaraz wzięła się w garść.- Cerber. Zwołała nieznoszącym sprzeciwu głosem. Pies odczekał kilka sekund, jakby marudząc, ale ostatecznie wrócił do pani. Jak zwykle poczuła się bezpieczniej czując pod palcami jego miękkie futro, z roztargnieniem wyjęła kilka listków, które zaplątały się w częstą sierść.
- Twój pies mnie lubi. Zauważył chłopak i spojrzał w niebo, jakby pod jego wzrokiem niebo przecięły, jasne błyskawice.

- Na mnie już pora. Zaczął wciąż nie odrywając wzroku od nieboskłonu.
- Nawet nie wiem, dlaczego mnie szukałeś.
Zwrócił się do niej, przenosząc na nią wzrok.- Jeśli jeszcze raz zaatakują Cię kainici, nie zastanawiaj się, tylko mnie zawołaj. Jego głos nie brzmiał już lekko i zabawnie, a raczej surowo.
Podniósł się z ziemi i jeszcze raz rzucił na nią okiem nim ruszył powoli w stronę ścieżki.
Patrzyła na niego zszokowana.- Ale ja nie znam twojego imienia. Zawołała za nim, jednak już go nie było. Wychyliła się, aby spojrzeć na ścieżkę, była pusta, ale wciąż rozmywał się na niej, ten dziwny mrok, jak poświata.
- Kim jesteś i kim są kainici? Zapytała w przestrzeń, nawet nie oczekując odpowiedzi. Jeśli blade stwory to wampiry, a skrzydlata bestia z okna to upadły anioł, to kim jest ten mroczny-chłopiec?
Podniosła się z nagrobka i powoli ruszyła w stronę domu, robiła się głodna. W domu czekało ją zaskoczenie, nie była sama.
Ewa krzątała się po domu umalowana i podśpiewywało sobie, radośnie.
- Co robisz w domu, mamo? Spytała dziewczyna zdezorientowana.
- Puścili mnie wcześniej, idę na kolację z Erykiem. Zawołała i chwyciła ręce córki próbując zakręcić ją w tańcu. Kora wyrwała się z uścisku po chwili, z pobłażliwym uśmiechem. - Baw się dobrze. Mruknęła i powlokła się po schodach.
W pokoju, sprawdziła okno i usiadła przed biurkiem, odpalając nowiusieńkiego laptopa i podłączając go do sieci. Przeglądarka powitała ją znajomymi barwami. Pociągnęła łyk wody ze szklanki stojącej na blacie i wpisała pojedyncze hasło- "kainici". Kora ominęła linki z Wiki i WIEM, szukając czegoś bardziej niestandardowego. Wczytała jedną ze stron i wstrzymała oddech. Tło było czarne, a czerwoną, pogrubioną czcionką było napisane "wampiry historia kainitów". Nigdy przedtem nie słyszała tego określenia, zaczytała się w biblijnych tekstach i całkiem niedorzecznych przypuszczeniach internautów. Teraz wszystko było już jasne, tajemniczy chłopak ostrzegł ją przed wampirami, wiedział o nich. A co najważniejsze nie bał się nich.
- Wychodzę! Krzyknęła matka dziewczyny z parteru.
Kora nieprzytomnym wzrokiem spojrzała na zegar w komputerze, dochodziła dwudziesta, nie miała czasu.
Wyprowadziła Cerbera na szybki spacer i pełna determinacji weszła do piwnicy. Mieszkały w tym domu od niedawna i rzeczy, które nie miały jeszcze swojego miejsca, gniły w piwnicy.  Szukała skrzynki z narzędziami i jakiegoś drewienka. Zielona skrzynka z czerwonymi rogami leżała na starej szafie i sięgnięcie po nią graniczyło z cudem. Musiała stanąć na chybotliwym krześle i wyciągnąć się jak struna. Lekko zahaczyła palcami o skrzynkę i przesunęła ją z trudem samymi palcami, było już blisko, ale nie przewidziała ciężaru przedmiotu, skutkiem czego spadła na podłogę usianą gratami razem ze skrzynką. Szczęśliwie nie zrobiła sobie większej krzywdy. Miała zdarte dłonie i kolana, jeszcze po starciu z wampirem, kainitą, a do tego doszło stłuczenie ramienia. Pech zdawał się jej nie opuszczać. Podniosła się rozcierając ramię i rozglądając się w słabym świetle. Nie znalazła żadnej deseczki, więc wykorzystała stary kawałek panela. Ciężko było przebijać drewno długimi gwoździami, musiała robić sobie przerwy, a pod koniec bolało ją ramię, a pot kapał z czoła. Nie poddawała się jednak, sięgnęła jeszcze po mocny klei "kałamarnica" i zamknęła za sobą drzwi od piwnicy. Wmówiła sobie, że kiedyś posprząta narzędzia, choć w głębi, wiedziała, że tego nie zrobi. Z kawałkiem panela podłogowego o wyglądzie łóżka fakira, powoli weszła po schodach. Było już ciemno, a w dodatku okropnie duszno i gorąco. Wyjrzała przez okno i rozejrzała się dokładnie, zanim wylała na parapet połowę tubki Kałamarnicy i przyłożyła najeżony panel, mocno dociskając.
- Żadne skrzydlate stwory nie będą mnie szpiegować. Powiedziała psu, patrzącemu na nią, ciemnymi ślepiami i zamknęła okno. Upadła na podłogę przed oknem ciężko oddychając. Tłumiła w sobie uczucia, ale strach w końcu i tak wypływał na wierzch. wstała na drżących nogach i powlokła się do pokoju Ewy, przy toaletce znalazła pojemniczek z zieloną nalepką. Relziel Max- ziołowa mieszanka na ukojenie nerwów. Wysypała na dłoń dwie tabletki i połknęła nie popijając. Bała się stworów czekających w mroku, ale jeszcze bardziej samej siebie. Od wypadku była inna, czasem robiła coś czego nie powinna, czasem lunatykowała, matka nie chciała przyjąć tego do wiadomości, "będzie dobrze", mówiła wtedy uśmiechając się wymuszenie i z troską "musisz się tylko bardziej postarać".



6 komentarzy:

  1. Witaj,

    ponieważ dzisiaj Twój blog został zgłoszony do oceny na pomackamy.blogspot.com z konta anonimowego, chciałabym tylko potwierdzić, czy to Ty go zgłosiłaś.

    OdpowiedzUsuń
  2. ok tylko, za bardzo nie wiem jak to podciągnąć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety, ale na Twoim blogu nie ma specjalnej zakładki, dlatego umieszczam mój komentarz tutaj.

    {SPAM}

    Reklama (z łac. reclamo, reclamare) – informacja połączona z komunikatem perswazyjnym. Zazwyczaj ma na celu skłonienie do nabycia lub korzystania z określonych towarów czy usług, popierania określonych spraw lub idei (np. promowanie marki).
    źródło: www.wikipedia.pl

    REKLAMOWNICA to miejsce, gdzie w prosty sposób możesz zareklamować swoje opowiadanie, ocenialnię, analizatornię bądź poradnik. Skorzystasz z takiej okazji?

    reklamownica.blogspot.com!

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział. Robi się coraz ciekawiej. Mam prośbę, mogłabyś mnie informować o nowych rozdziałach na moim blogu http://na-krawedzi-zycia-i-smierci.blogspot.com/

    Pozdrawiam
    Agnes Mording

    OdpowiedzUsuń