wtorek, 17 września 2013

Rozdział 7

Rozdział 7 cz.1


Dziewczyna miała otwarte oczy, ale jej spojrzenie było puste, bez blasku życia między źrenicami. Poruszała się jak we śnie, miała lekko rozchylone wargi. Jej dłonie przez chwilę muskały pościel, następnie skierowała się w stronę okna. Otworzyła je podpierając się o drewnianą ramę. Owczarek niemiecki, lekko podgryzał jeansy na jej łydkach i warczał niespokojnie, ale zdawała się tego nie zauważać. Postawiła nogę na krześle i wspięła się na okno.
- Persefono. Ostry jak sztylet szept, przeciął powietrze.
***
Otworzyła oczy i przejechała po nich dłońmi, rozmazując tusz do rzęs na policzkach. Głowa pulsowała jej bólem. Wokół śmierdziało spalenizną i dymem co tylko pogarszało jej migrenę. Chciała się podnieść, ale była zaplątana w firanki. Niezdarnie  wyplątała się z tkaniny i chwiejnie wstała, wciąż była ubrana w ciuchy z wczoraj, a na jej nogach były buty. Miarowe i nieustanne popiskiwanie Cerbera, wbijało jej się w czaszkę jak tysiące igieł.
- Stul pysk. Warknęła do swojego wiernego towarzysza i podparła się dłonią o komodę, aby nie upaść. Czuła się fatalnie i nie potrafiła wyjaśnić skąd w jej pokoju osmalonej firanki i dlaczego okno jest otwarte, czemu czuć zapach dymu i spalenizny, a jej głowa wydaje się eksplodować. Wyszła z pokoju krzywiąc się groteskowo  i wpadła do łazienki, gdzie powoli, starając się nie ruszać głową, rozebrała się i wzięła prysznic. Ból powoli słabł, ale nadal czuła, że potrzebuję silnej tabletki by jakoś przetrwać. Owinęła ciało ręcznikiem i powlokła do kuchni, w której wybebeszyła wszystkie szuflady nim znalazła proszek przeciwbólowy, popiła go mlekiem prosto z kartonu i dopiero ruszyła na górę,w połowie schodów usłyszała krzyk.
- Persefono! Wydarła się Ewa na widok pokoju córki.
Pięści Kory zacisnęły się a nos zmarszczył na przenikliwy dźwięk swojego znienawidzonego imienia.
Weszła do pokoju i znalazła tam rozhisteryzowaną matkę. Ewa była roztrzepana i zaczerwieniona na twarzy.
- Paliłaś papierowy Persefono. Tyle razy Cię prosiłam, na tak wiele Ci pozwalam, ale nie będzie papierosów w tym domu. Krzyczała podwyższając poziom gniewu własnej córki do groźnego poziomu. - To grozi pożarem! W dodatku popaliłaś firanki, czy wiesz jak ciężko znaleźć firanki do tak niestandardowych okien?
- Dobra! Wyjdź. Warknęła w końcu dziewczyna jeszcze mocniej zaciskając, zwinięte w pięści palce.
- Jak ty się do mnie odzywasz, trochę szacunku, Persefono nie podoba mi się twój ton.
- Nie nazywam się Persefona! Huknęła dziewczyna na całe gardło,  a Ewa cofnęła się instynktownie, zauważając ciemność, która wisiała w powietrzu i zdawała się wydymać i rozciągać pod wpływem głosu dziewczyny.
- To nie jest skończona rozmowa. Wyszeptała jeszcze nim zniknęła za drzwiami, musiała porozmawiać z Erykiem, on ją zrozumie, sam ma nastolatka w domu. Powtarzała w myślach, starając się zagłuszyć głos w głowie, mówiący jej, że nie wszystko w Korze, da się wyjaśnić hormonami.
Tymczasem Kora upadła opierając się o drzwi, brała głębokie oddechy, próbując się uspokoić i zrelaksować, choć odrobinę. Nakrzyczała na mamę i pozbyła się jej, choć w głębi ducha pragnęła tylko utonąć w ramionach matki. Robiła to już od jakiegoś czasu, odrzucała wszystko co było jej drogie i czego potrzebowała, w głębi ducha bała się polegać na kimś i darzyć go zaufaniem, to sięgała daleko, nie zawierzała już własnej mamie. Siedziała tak długo, dzielnie powstrzymując łzy i czekając na odejście bólu, gdy w końcu minął zabrała się za sprzątanie. Nie sposób było ogarnąć umysłem rozmiaru zniszczeń, to ja powstały to już zupełnie inna bajka.
Umalowała się i złapała psią smycz, żeby odbyć rutynowy spacer z psem, nigdy nie zaniedbywała spacerów, Cerber był dla niej wszystkim, konkurować z nim mogły chyba tylko gazowane napoje w puszkach.  Za dnia czuła się bezpieczna, w dodatku dziś było upalnie i jasno, trudno wyobrazić sobie kainitę w dzień taki jak ten. Potwornie bladą skórę i jasne niemal białe oczy z domieszką błękitu, usta nie wyróżniające się kolorem na tle twarzy, wszystko nieludzkie i budzące odrazę, ciężko sobie wyobrazić to monstrum w wakacyjnym słońcu.  Spacerowała tak, nie zmierzając w stronę lasku, do którego szła zawsze, tym razem wybrała park wydawał jej się taki normalny i bezpieczny, bo Persefona się bała, bała się stawiając każdy krok.
Wkrótce zostawiła za sobą kamienny chodnik wijący się poród placów zabaw i ozdobnych krzewów. Przestała słyszeć śmiech nastolatków i krzyki dzieci, straciła z oczu pilnujące je babcie w pastelowych spodniach. Drzewa ścieliły się teraz gęściej, a kamienne płyty zastąpiła wydeptana ścieżka, wszystko wydawało się spokojne i niewinne. W oddali ujrzała żelazny, trochę rdzewiejący most, z drewnianą podstawa, wydawał się taki mocny i pewny, a jednocześnie kruchy i zniszczony, zbyt długo wystawiony na działanie wiatru i deszczu, do dziewczyny wróciły wspomnienia. Ciemna i głośna noc, alkohol w ustach i śmiech, wiejący mocno, zimny wiatr i zapach spalin samochodowych i dymu papierosowego.  Zabawa i zatarcie granic, śmiech do łez i głośne krzyki. Potem ciemność i zimno, przeraźliwe i mokre, obślizgłe palce zapętlające się na jej kostkach.
Minęła most odganiając od siebie złe wspomnienia, nic jej nie da rozpamiętywanie własnej głupoty. Szła dalej a pies wesoło merdał ogonem, kiedy przechodziła niedaleko rozwidlenia dróg, usłyszała krzyki i gwizdy, które postanowiła zignorować, do póki nie usłyszała swojego imienia.
- Kora! Krzyknął ktoś ponownie, odwróciła się, w jej stronę zmierzał uśmiechnięty blondyn.
- Co jest siostra? Zapytał jakby nigdy nic i zaciągnął się dymem papierosowym.
Persefona potrząsnęła głową sprawiając, że długie włosy opadły kaskadani na smukłe plecy, była wysoka, ale chłopak równał się z nią wzrostem, mimowolnie pomyślała o mrocznym nieznajomym, tamten był od niej wiele wyższy, przy jej metrze siedemdziesiąt musiał mierzyć przynajmniej trzynaście centymetrów więcej.
- Nie jesteśmy rodzeństwem Nataniel. Odmruknęła krzywiąc się lekko, gdyż przyglądała się znajomym chłopca. Ubrani w za duże ciuchy z ziołem i papierosami w dłoni, sprawiali wrażenie niegrzecznych.
- No wiesz, jak mój tata z twoją mamą, ten teges, to będziemy nie? Wyszczerzył się w swoim aroganckim uśmiechu, sprawiając, że chcąc czy nie chcąc odesłała uśmiech.
- Nawet wtedy. W mojej rodzinie nigdy nie było takich rozczochrańców. Wzruszyła ramionami i potargała jeszcze bardziej włosy Natana.
Chłopak pacnął ją w dłoń.- To była stylizowana fryzura ignorantko. Odburknął tylko udając obrażonego.- Chcesz uściąść z nami? Zapytał po chwili wskazując drewnianą ławkę pełną nastolatków.
Persefona pokręciła głową zdegustowana.- Raczej nie. Na razie Młody. Rzuciła jeszcze i wznowiła przerwany marsz.
- Cześć Siora.
Szła dalej chcąc aby pies się wybiegał, bo nie zamierzała wychodzić wieczorem. Do domu wróciła akurat porą obiadową, więc zjadała, przygotowany wcześniej przez Ewę, posiłek i zatonęła w Mitologi Greckiej.
Obudził ją dźwięk telefonu, nawet nie wiedziała, że usnęła. Sprawdziła godzinę, nim odebrała połączenie, dochodziła jedenasta w nocy.
- Halo? Odezwała się nieco zaspanym głosem.
- Cześć Kochanie, padł mi samochód, przyjdziesz po mnie z psem? Zapytała jak zwykle wesołym głosem, matka dziewczyny.
Lód wystrzelił w żyłach dziewczyny natychmiast jakby ktoś wstrzyknął jej płynny lód pod skórę.
- Gdzie jesteś? Zapytała szybko, na wstrzymanym oddechu.
Jej bezbronna i naiwna matka, sama, nocą w mieście pełnym kainitów, nawet nie mając pojęcia o grożącym jej niebezpieczeństwie.
- Gdzie jesteś?
- Zatrzymałam się na rogu koło tej starej fabryki, i przystanku. No wiesz Persuniu, niedaleko jest ten mechanik do, którego jeździłyśmy już razem. Poczekaj poszukam nazwy ulicy. Paplała niewinnie Ewa, a jej głos był odpowiednio zniekształcony przez telefon.
- Nie! Krzyknęła przerażona dziewczyna.- Zostań w samochodzie i zablokuj drzwi.
W słuchawce rozległ się nerwowy śmiech Ewy. - Persuniu, dziecko co Cię znowu ugryzło?
- Mamo proszę posłuchaj mnie, będę spokojniejsza. Wejdź do samochodu i zablokuj drzwi.
Wyłączyła się i rzuciła telefon na łóżko. W biegu ubrała trampki, nawet nie trudziła się przypinaniem psa.
Wybiegła z domu walcząc z duszącym strachem chwytającym ją za gardło. Nieliczni przechodnie schodzili jej z drogi, a nawet piszczeli na widok biegnącego obok niej psa, jednak nie zwracała na nich uwagi. Już po kilkuset metrach oddech drażnił jej gardło, a twarz była gorąca i czerwona od wysiłku, nie da rady tak biec, nie ma szans.
Zwolniła do szybkiego marszu, bo mięśnie zdawały się eksplodować z bólu, miała świadomość tego, że jej tempo jest zbyt wolne, dlatego zatrzymała się. Złapała za sierść na karku i szyi Cerbera i zwróciła jego pysk w swoją stronę. To co zamierzała zrobić wydawało jej się niemożliwe, ale musiała spróbować. Uczyła psa wielu komend i był on pojętnym uczniem, miała nadzieję, że tym razem jej nie zawiedzie.
- Szukaj Pani Cerber, szukaj. Powiedziała stanowczo do psa i popchnęła go w stronę mechanika, u którego była z matką.
- Szukaj Cerber. Krzyknęła za psem i wznowiła marsz. 

2 komentarze: